piątek, 6 grudnia 2013

Zapiśnik


Ostatnio doszłam do wniosku, że notatniki regulują całe moje życie. Bez zapisywania czegokolwiek zginęłabym pewnie, przepadła w bałaganie swoich myśli... Notuję od kiedy nauczyłam się pisać i zawsze, ale to zawsze mam pod ręką jakiś notatnik. A właściwie, zapiśnik, bo tak je nazwałam, przyzwalając sobie tym samym na bardzo spontaniczny, nieformalny  i często niedbały styl zapisywania.

Piszę o tym dlatego, bo jestem właścicielką całej masy zapiśników, które towarzyszą mi każdego dnia. Niektóre gubię - niechcący, lub z premedytacją -, inne znajduję i znów zalewam je potokiem zdań, cytatami z książek, listami rzeczy do zrobienia, ugotowania, kupienia, napisania. Gdybym miała zapamiętać to wszystko, co one pamiętają... Niemożliwe. Ponieważ notuję całą masę rzeczy, wciąż dzielę moje zapiśniki na kategorie, podkategorie, ustawiam jej kolejno według koloru, hierarchii ważności, sympatii.


#1 Zapiśnik codzienny

To mój najlepszy przyjaciel. Ten mały, czarny notes organizuje mi każdy dzień. Dzięki temu, że zaglądam do niego dziesięć razy dziennie i prawie nigdy się nie rozstajemy, wiem, z kim i gdzie się umówiłam wieczorem, kiedy premiera spektaklu, na który tak długo czekałam, co napisać w tym tygodniu, z którego Empiku odebrać zamówione książki, jakie prezenty gwiazdkowe i dla kogo, Stomatolog - o której? Adres nowego antykwariatu - jak dobrze, że sobie zapisałam, koncert Symfonia Varsovia - w życiu bym nie dotarła, gdybym nie zapisała daty i godziny... Ten mały, 60-kartkowy przedmiot to moje centrum dowodzenia, osobista asystentka i książka teleadresowa w jednym. Gdyby świat opanowała apokalipsa i podczas ewakuacji można było zabrać ze sobą jeden przedmiot, to przypuszczam, że instynktownie chwyciłabym swój zapiśnik... 

#2 Zapiśnik literacki

Niesamowicie cenna rzecz... Już od kilku lat notuję w nim ciekawe fragmenty, cytaty, myśli, fakty z życia ulubionych pisarzy. Jestem tak literacko zachłanna, że czasem siedzę z książką w jednej ręce i zapiśnikiem w drugiej i zamiast się skupić na pasjonującej fabule, notuję jak głupia... Trzeba przyznać, dużo już razem przepisaliśmy... Ma swoje lata i rozpada się w kilku miejscach, ale to moje niepowtarzalne, książkowe vademecum. Dzięki niemu zachowuję najcenniejsze fragmenty książek pożyczonych i oddaję je potem bez żalu, bo wiem, że kwintesencja jest zapisana tam, w moim małym notesie. 

#3 Zapiśnik pełen inspiracji

Ten zeszyt przypomina bardziej kolaż, nie notatnik. Od jakiegoś czasu wklejam tam wszystko, co mnie zachwyciło, co warte uwagi, co mnie inspiruje... Biedny, wyświechtany notes stracił już swoją pierwotną formę i kształt, za nic się nie chce zamknąć, kipi od nadmiaru zdjęć, wklejonych w pośpiechu stron, biletów, recenzji znalezionych w gazetach... Czasem coś w nim notuję, podkreślam, robię oznaczenia, bo chaos i bałagan, jaki tam panuje, wymaga przypisów, legendy i szczegółowych objaśnień...

#4 Zapiśnik długoterminowy

To nie notes - to jedna niekończąca się lista celów, planów, postanowień - pokreślona, poprawiana i na bieżąco aktualizowana, bo przecież cele i plany ciągle się zmieniają. Niektóre rzeczy schodzą na dalszy plan, albo znikają zupełnie, inne pojawiają się coraz wyżej, żebym zawsze o nich pamiętała. Niby każdy człowiek doskonale wie, do czego dąży, ale ja na wszelki wypadek wolę mieć to jeszcze na papierze. 

#5 Zapiśnik kulinarny

A w zasadzie dwa! Nietrudno pomylić je z pozostałymi, bo mają bardzo apetyczne okładki - każda z deserem lodowym, pełnym owoców i bitej śmietany. Posiadanie takich notesów jest bardzo ryzykowne, bo ciągle ma się ochotę na coś słodkiego, ale muszę przyznać, że ich kuszący, deserowy wygląd jest dla mnie także inspiracją. Moje kulinarne zapiśniki mają już pięć lat i przez ten czas zdążyłam już zebrać w ich wnętrzach ogromną ilość sprawdzonych, bezglutenowych przepisów. Są już bardzo wyświechtane, naderwane i trochę pozalewane czekoladą, ale pamiętają niejedno pyszne ciasto, pierniczki, naleśniki, czy makaron. Są bezcenne - wszystko, co tam zapisałam ZAWSZE się udaje.

#6 Zapiśnik pełen rzeczy ważnych

Nie lubię go, ale musimy się tolerować. Ten notes to taki papierowy księgowy, który reguluje wszystkie ważne sprawy, o których na co dzień zwyczajnie nie chce mi się myśleć. Miesięczne wydatki, lista ważnych rzeczy, które trzeba kupić, adresy urzędów, tajemnych departamentów, telefony do ludzi, którzy wiedzą co zrobić, gdy zepsuje mi się bankomat, karta, albo zawiesi się konto... Zapisałam w nim sekretne hasła do tysięcy stron internetowych, sklepów, skrzynek mailowych, których mimo dobrych chęci, w życiu bym nie zapamiętała. Mam z tym notesem stosunki chłodne, aczkolwiek poprawne. Na co dzień omijam go szerokim łukiem, ale w sytuacji kryzysowej zawsze wiem, gdzie go szukać. 

#7 Zapiśnik turystyczny

To bardzo przyjemny notatnik. Od jakiegoś czasu zapisuję w nim najróżniejsze informacje o miejscach, które kiedyś chciałabym odwiedzić. W zasadzie, to już nie jest zapiśnik, ale kilkudziesięciostronicowa baza turystyczna, pełna niesamowitych zdjęć, adresów hoteli, pensjonatów, klimatycznych kawiarni i restauracji, galerii i muzeów. Nie mam pojęcia, ile krajów znajduje się już w moim zapiśniku, ale dzięki swojej skrupulatności wiem kiedy jechać do Holandii, żeby nie przegapić Święta Kwiatów, w którym z krajów króluje wegetarianizm i dlaczego Islandia  jest najatrakcyjniejsza w czerwcu. Kiedyś to wszystko sprawdzę na własne oczy.

#8 Zapiśnik z marzeniami

Najbardziej abstrakcyjny ze wszystkich moich zapiśników. Poświęciłam go w całości na swoje marzenia, a ponieważ okazało się, że mam ich mnóstwo i każdego dnia rodzą się jakieś nowe, niedługo niestety zabraknie mi kartek i będę go musiała zastąpić jakimś nowym notesem... Czasem mam wrażenie, że zapisywanie pragnień sprawia, że zaczynają się szybciej materializować. Pewnie to złudzenie, ale na szczęście wiele moich marzeń się spełniło, mnóstwo już odhaczyłam, jako "zrobione". Czasem zerkam na kartki zapisane kilka lat temu i dochodzę do wniosku, że dziś już bym tego wcale nie pragnęła. Prawdę mówiąc, z roku na rok pragnę coraz mniej. Coraz więcej rzeczy w moim najbliższym otoczeniu sprawia, że czuję się szczęśliwa. 

Ciągle słyszę, jak ktoś pyta - Po co Ci tyle zeszytów?! Mój kolega uważa, że urwałam się z minionego wieku, z ery papieru i ołówka. To nie te czasy - to nie moje czasy. Nie upieram się, że to nieprawda, bo faktycznie, dużo mam takich "archaicznych" przyzwyczajeń, z których wcale nie zamierzam rezygnować. Kalendarz w telefonie, notatnik w tablecie - to nie dla mnie. Mimo, że nie wyobrażam sobie życia bez mojego laptopa, a smartfon i tablet jest miłym urozmaiceniem życia, ponad wszystko cenię zwykły, prosty notes, bo wiem, że papier jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. 

Uwielbiam idealnie naostrzone ołówki, kocham zapach sklepów papierniczych. Czasem wyciągam z szuflady swoje pióro i z zaskoczeniem stwierdzam, że nie zapomniałam, jak się je trzyma. Pisanie na komputerze jest czynnością, którą robię z obowiązku, ale pisanie w notesie to powrót do klasyki - coś szlachetnego, z czego pewnie nigdy nie zrezygnuję. Świat pędzi do przodu, ale ja staram się jeszcze ocalić te dawne, piękne zwyczaje. I na przekór technologii kupuję wciąż nowe notesy i wypełniam myślami kolejne zapiśniki, bo dla mnie to nie tylko pisanie - to niezwykła przyjemność. Jeżeli kiedykolwiek miałabym możliwość przeniesienia tego bloga na papier, nie wahałabym się ani przez chwilę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz