Kryminał najlpeiej smakuje latem - pomyślałam, kończąc kolejną w tym sezonie, trzymającą w napięcu powieść z trupami w tle. Stojąc w dzikich korkach, przewertowałam prawie wszystkie zaległe tomy Jo Nesbo, którego surowy, oszczędny styl i morżące krew w żyłach opisy zbrodni chłodziły mnie w lipcowe upały lepiej, niż orzeźwiający koktajl i zimny podmuch rozkręconej na full klimatyzacji (o Nesbo napiszę niedługo osobny tekst!). Kryminały w ogóle mają tę specyficzną cechę, że po rozwiązaniu jednej zawiłej zagadki, czytelnik od razu nabiera chęci na kolejną. I kiedy z żalem stwierdziłam, że wyczerpałam już chwilowo dostepne zasoby skandynawskiej literatury kryminalnej, przypomniałam sobie o pewnej książce, porzuconej jekiś czas temu w kącie biurka. Zapowiadał się kolejny upalny dzień, kolejne trzy godziny życia spędzone w korkach. Potrzebowałam dobrego kryminału. Bez wahania chwyciłam po powieść Viveki Sten i ruszyłam w drogę.
Debiuty literackie są zwykle albo bardzo dobre, albo bardzo złe. "Na spokojnych wodach" to pierwsza powieść pani Sten - szwedzkiej prawniczki, która dotąd z tematyką kryminalną miała niewiele wspólnego. Autorka podjęła się trudnego zadania, bo jej skandynawscy koledzy po fachu ustawili poprzeczkę bardzo wysoko. Wspomniany wyżej Nesbo, Steig Larsson, Camilla Lackberg, Henning Mankel - te nazwiska królują niepodzielnie od wielu lat na półkach z powieściami kryminalnymi. Żeby przebić najlepszych, książka Sten musiałaby być absolutnym fenomenem, zarówno pod względem samej fabuły, jak i zaskakująco oryginalnego stylu pisania. Skoro wiec pani prawnik zdecydowała się chwycić za pióro, dlaczego nie napisała jakiejś spokojnej i kojącej zmysły opowiastki o urokach życia w spokojnej szwedzkiej miejscowości, nad brzegiem morza? Och, właśnie - to jest spokojna, kojąca zmysły opowiastka o urokach życia w jednej z nadmorskich miejscowości. I gdyby pewnego dnia z wody nie wynurzył się trup, skutecznie burząc tę szwedzkaąidyllę, nazwanie debiutanckiej powieści Sten kryminałem byłoby wielkim nieporozumieniem...
Debiuty literackie są zwykle albo bardzo dobre, albo bardzo złe. "Na spokojnych wodach" to pierwsza powieść pani Sten - szwedzkiej prawniczki, która dotąd z tematyką kryminalną miała niewiele wspólnego. Autorka podjęła się trudnego zadania, bo jej skandynawscy koledzy po fachu ustawili poprzeczkę bardzo wysoko. Wspomniany wyżej Nesbo, Steig Larsson, Camilla Lackberg, Henning Mankel - te nazwiska królują niepodzielnie od wielu lat na półkach z powieściami kryminalnymi. Żeby przebić najlepszych, książka Sten musiałaby być absolutnym fenomenem, zarówno pod względem samej fabuły, jak i zaskakująco oryginalnego stylu pisania. Skoro wiec pani prawnik zdecydowała się chwycić za pióro, dlaczego nie napisała jakiejś spokojnej i kojącej zmysły opowiastki o urokach życia w spokojnej szwedzkiej miejscowości, nad brzegiem morza? Och, właśnie - to jest spokojna, kojąca zmysły opowiastka o urokach życia w jednej z nadmorskich miejscowości. I gdyby pewnego dnia z wody nie wynurzył się trup, skutecznie burząc tę szwedzkaąidyllę, nazwanie debiutanckiej powieści Sten kryminałem byłoby wielkim nieporozumieniem...
#1 Harry Hole jest tylko jeden
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Viveca Sten rzeźbiła tę książkę z gotowego już materiału. Główny bohater, Thomas Andreasson, ma wiele cech wspólnych z kultową postacią z kart powieści Nesbo - norweskim policjantem Harrym Hole. Andreasson także służy w policji, jest pokiereszowanym przez życie samotnym, przystojnym facetem, za którym oglądają się hordy kobiet, ma w sobie niewymuszony wdzięk, nonszalancję i cholernie bystry umysł. Niestety, prowadzony piórem autorki bohater, w moim odczuciu nie wykorzystuje w pełni swojego niesamowitego potencjału, który zapewne posiada. Thomas Andreasson w porównaniu z Hole'm, wypada niestety bardzo blado. Porządny obywatel z zasadami, oddany przyjaciel, wzorowy stróż prawa. Do tego jeszcze cierpiący ból z powodu straty dziecka i rozpadu małżeństwa. Wzór cnót i obiekt współczucia - brzmi szlachetnie i ... bardzo nudno. Thomas Andreasson jest niemrawy, pozbawiony werwy, mrocznych tajemnic, wad, silnego charakteru - jednym słowem, tego wszystkiego, za co świat pokochał Hole'a. Sten zamiast moralnie sponiewierać głównego bohatera, wplątać go w kłopoty, wpuścić do burdelu, wciągnąć w nałogi - zdaje się go wręcz gloryfikować. Andreasson, w przeciwieństwie do nierzecznego i tym samym cholernie seksownego Hole'a, jest więc kryształowy, jawi się czytelnikowi jako Anioł Gabriel szwedzkiej policji i tak już niestety zostanie do końca.
#2 Wakacje z trupami
Viceca sten osadziła akcje swojej powieści w małej szwedzkiej miejscowości Sandhamn, gdzie się wychowała. Czytaliście w dzieciństwie "Dzieci z Bullerbyn?" Opisy malutkich domków położonych nad samym morzem, leniwe lato, które mieszkańcy Sandhamn spędzają organizując pikniki na plaży, wycieczki, kolacje na pomoście i wiele innych atrakcji, przypomina trochę beztroskie wakacje bohaterów książek Astrid Lindgren.
Wprost z promu, który przybył właśnie do portu, autorka kieruje nas do domu Nory i Henrika Linde - niepozornego, ale całkiem sympatycznego małżeństwa z dwójką dzieci. Perypetie tej rodziny przeplatają się z tajemnicą kilku zbrodni, które nagle zaburzają niespieszny rytm życia mieszkańców. Nora Linde jest wzorowa matką, kochającą żoną, doskonalą panią domu i najlepsza przyjaciółką Thomasa z czasów dzieciństwa. Niestety, równie idealna jak jej kumpel policjant. Spodziewałam się w trakcie czytania jakiegoś romansu na boku, ale nic z tych rzeczy. Wierna przyjaciółka dzielnie dba o harmonię ogniska domowego, próbuje zapobiec kryzysom małżeńskim jednocześnie realizując się w roli prawnika, a w wolnym czasie pomaga Andereassowi w rozwikłaniu kryminalnej zagadki. I znowu zbyt idealnie.
#3 Zbrodnie w Dolinie Muminków
Beztroskie, leniwe lato zakłóca pojawienie się zwłok na brzegu morza. A potem jeszcze kolejnych i kolejnych. Generalnie, trupy mnożą się w tym perfekcyjnym do bólu kurorcie, policja zdaje się kluczyć w miejscu, jej funkcjonariusze błądzą jak dzieci we mgle, a flegmatyczny Thomas Andreasson wywołuje w czytelniku jedynie irytację i zniecierpliwienie. Pierwszy raz miałam w ręku kryminał, w którym autor przedstawia policję jako pozbawionych ikry, niekompetentnych ludzi. Przez wszystkie strony książki przewija się ta sama treść - przyczyny śmierci i domniemane motywy zbrodni odmieniane przez wszystkie osoby i przypadki, powtarzane na prawie każdej stronie, wkładane w usta prawie każdego z bohaterów. Tylko rozwiązania brak.
Ta książka sprawia wrażenie pozszywanej z wielu różnych, zupełnie przypadkowych i chaotycznych pomysłów, z których każdy z osobna byłby może i ciekawym materiałem na odrębną powieść, ale wszystkie razem nieuchronnie prowadzą do literackiej katastrofy. I choć mamy zbrodnie, mamy trupy i gdzieś czai się morderca, to trudno nie zauważyć, że akcja stoi w miejscu, nie dzieje się nic. Nasz bohater szuka nie tam, gdzie trzeba, błądzi, kluczy w miejscu, wpada na trop afery finansowej zupełnie niezwiązanej z wątkiem zbrodni. Sten zrobiła w tej książce niezły bałagan doklejając zupełnie niepotrzebne historie i tworząc efekt totalnego rozproszenia, przez co w rezultacie najważniejszy z nich - wątek morderstwa - zupełnie odchodzi w cień.
Chyba najmocniejszą stroną książki jest silnie rozbudowany wątek Nory i jej rodziny i myślę, że na tym Sten powinna się skoncentrować, tworząc ciekawy portret psychologiczny szwedzkiego małżeństwa. Nora i Henrik Linde przypominają mi trochę poczciwą rodzinę Muminków, żyjąc w urokliwym domku, w sielskim otoczeniu, w atmosferze miłości, ciepła i troski, gdzie zawsze jest czas na zabawę, pływanie jachtem i drożdżówki do herbaty. Nagle w ich pełen harmonii związek wdziera się konflikt i tu jest przestrzeń do zbudowania ciekawej historii. Viveca jednak zamiast iść tą drogą, wrzuciła Muminkom pod nogi trupy. Dzielny policjant i przyjaciel rodziny Linde (przypomina trochę bajkowego Włóczykija) stara się przywrócić ład i spokój w ogarniętym paniką i strachem Sandhamn, jednak bez większego powodzenia. Po prawie 400 stronach infantylnego śledztwa, zbrodniarz sam wychodzi z ukrycia, niczym muminkowa Buka. Nasz idealny bohater w życiu by na to nie wpadł, bo nie przyszło mu do głowy skonfrontować rażąco jaskrawe wskazówki, jakie zostały pozostawione na miejscu zbrodni. Powiedziałabym znowu, że Harry Hole by tak nie zrobił, ale łaskawie autorce daruję...
#4 Bez zaskoczenia
Debiuty literackie są zwykle albo bardzo dobre, albo bardzo złe. Debiut Viveki Sten do najlepszych nie należy, ale gdybym jednoznacznie stwierdziła, że książka jest do niczego, byłabym niesprawiedliwa. Muszę przyznać, że mimo kryminalnej infantylności, powieść Sten czytało mi się całkiem dobrze. autorka urzekająco potrafi opisywać krajobrazy, wspaniale wprowadza czytelnika w wakacyjny, niespieszny rytm życia mieszkańców Sandhamn. Mnogość detali, szczegółowe opisy codziennych zwyczajów i rozrywek sprawiają, że oczami wyobraźni można się przenieść do tej szwedzkiej prowincji, poczuć ostrą morską bryzę, zapach świeżo upieczonych ciastek z dżemem, farby, którą ktoś pomalował ogrodzenie, usłyszeć pisk mew, szum fal i krzyki żeglarzy wypływających na regaty.
"Na spokojnych wodach" to książka typowo wakacyjna, przy której można odetchnąć, oderwać się na chwilę od codzienności, przetrwać męczącą podróż w korkach, spędzić miłe, słoneczne popołudnie z bohaterami tej historii i pięknymi krajobrazami w tle. Debiut Sten jest ciekawą historią dla wszystkich miłośników Skandynawii. Z przykrością muszę przyznać, że autorka zepsuła tę powieść zupełnie nieudanym wątkiem kryminalnym, który nie był ani porywający, ani intrygujący, ani też w rezultacie spektakularnie rozwiązany. Liczne drobne błędy, na które z pewnością nie pozwoliliby sobie mistrzowie kryminału, sprawiły, że Sten wypadła całkowicie poza grono autorów pretendujących do miana wirtuozów literackiej zbrodni.
Nie łudźmy się - nie każdy pisarz jest stworzony do tego, by tworzyć wartkie, emocjonujące fabuły pełne intryg, przestępców i martwych ciał w kałużach krwi. Viveca się do tego raczej nie nadaje, ale jednocześnie pokazała, że potrafi tworzyć zgrabne, palstyczne historie o silnym zabarwieniu psychologicznym. Autorka w posłowiu przyznaje, że napisanie książki o Sandhamn było jej największym marzeniem. Od czasu napisania debiutanckiej powieści, powstały jeszcze trzy kolejne tytuły z tego samego cyklu. Kolejnych części jeszcze nie czytałam, ale chętnie sprawdzę, czy autorka podrasowała trochę swoich bohaterów. Sten zdobyła moją sympatię ciekawym stylem narracji. Chciałabym móc kiedyś przeczytać jej książkę dedykowaną w całości Sandhamn - o jej mieszkańcach i leniwych letnich miesiącach. Tylko już bez trupów proszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz