poniedziałek, 27 maja 2019

Tam, gdzie czai się strach. Recenzja spektaklu "Łowca" w Teatrze Ateneum


Atmosfera strachu w teatrze jest prawdziwą rzadkością, bo też niewiele jest na polskich scenach spektakli, które wywołałyby w sercu widza autentyczną trwogę. Komedii w naszym kraju produkuje się ilości hurtowe, ale sztuk pełnych grozy niestety, jak na lekarstwo... Dlatego właśnie do niedawna nie zdawałam sobie sprawy, że teatr może też odbiorcę przestraszyć. Rozśmieszyć -  owszem (choć niestety, z tym też coraz gorzej...), wzruszyć - jak najbardziej. Ale żeby się tak naprawdę bać, jak w kinie, na mrożącym krew w żyłach dreszczowcu, to raczej niecodzienne zjawisko. Pierwszym spektaklem, który mnie naprawdę przestraszył, była Trzecia pierś na scenie Teatru Współczesnego w Warszawie. Kolejnym jest Łowca - najnowsza propozycja Teatru Ateneum

O tym, że straszne sztuki są dziś na scenach prawdziwą egzotyką, mogą decydować dwa czynniki. Po pierwsze, zdecydowanie łatwiej widza rozśmieszyć, niż przestraszyć, a nie ma chyba większej porażki dla reżysera, niż zrobić mało straszny horror. Po drugie - zapotrzebowanie na lęk jet dziś raczej niewielkie. Polski widz chce się w teatrze rozerwać i odseparować od wystarczająco strasznej codzienności - niepotrzebne mu dodatkowe czynniki stresogenne. Na szczęście są i tacy, którzy niezwykle cenią sobie atmosferę prawdziwej grozy i chętnie doświadczyliby tego uczucia w teatrze. Muszę przyznać, że zaliczam się go tej grupy, dlatego też informację o premierze Łowcy w  na scenie Teatru Ateneum przyjęłam z ogromnym entuzjazmem. Mroczny thriller Dawn King traktujący o sile władzy i manipulacji stał się prawdziwym hitem na londyńskim West Endzie. Myślę, że polska adaptacja w reżyserii Wojciecha Urbańskiego ma dużą szansę powtórzyć ten sukces.




W życiu Judyty (Emilia Komarnicka - Klynstra) i Samuela (Tomasz Schuchardt) Covey’ów nie dzieje się najlepiej. Strata dziecka spowodowała, że małżonkowie bardzo oddalili się od siebie. Na skutek kiepskiej kondycji psychicznej Sama oraz niesprzyjających warunków pogodowych, gospodarstwo nie przynosi zadowalających wyników. Bohaterowie otrzymują informację, że na pewien czas zatrzyma się u nich urzędnik państwowy (Adrian Zaremba), żeby zbadać sytuację i znaleźć przyczynę niepowodzeń. Młody, powściągliwy mężczyzna od początku wzbudza w domownikach niechęć i strach. Jego zachowanie mąci rodzinny spokój, a niewygodne pytania odzierają Judytę i Sama z wszelkiej prywatności. Łowca upatruje źródeł problemów w lisach - niebezpiecznych i szkodliwych stworzeniach, które sieją zło i zniewalają ludzkie umysły. Mężczyzna każdego dnia wytrwale szuka tajemniczych drapieżników. Obsesja na punkcie lisów udziela się także sceptycznemu Samowi, który pod wpływem łowcy wpada w dziwny trans. Problem w tym, że w spokojnej okolicy, gdzie mieszka małżeństwo Covey’ów, po lisach nie ma ani śladu. Judyta powoli zaczyna rozumieć, że utrapieniem nie są wcale zwierzęta, ale ich tropiciel.




Jeżeli sztukę Dawn King potraktujecie zbyt dosłownie, jej treść może wydać Wam się nieco absurdalna. Odzierając utwór z mrocznej, nieco baśniowej atmosfery, faktycznie otrzymujemy schizofreniczną historię o czwórce bohaterów, którzy na skutek różnych czynników utracili kontakt z rzeczywistością, uganiając się za Bogu ducha winnymi lisami, które miałyby być ucieleśnieniem pozaziemskich, demonicznych mocy. Żeby móc zatracić się w tym pełnym grozy utworze, należy spojrzeć nań przez pryzmat nieoczywistej symboliki i dostrzec głęboko zaszyfrowany, bardzo uniwersalny przekaz na temat skutków opresyjnych metod przywództwa. 

W gruncie rzeczy, historia Judyty i Samuela jest bardzo ludzka i niepokojąco rzeczywista. Polowanie na lisy to tylko pretekst do ukazania mechanizmów bezwzględnej władzy. Właściwie nie wiadomo gdzie i w jakich czasach dzieje się akcja tej sztuki, co czyni ją bardzo uniwersalnym obrazem społeczeństwa pozbawionego prywatności i prawa do decydowania o własnym życiu. Nietrudno dostrzec, że to nie zwierzęta, ale ich tropiciel jest źródłem wszelkiego zła i nieszczęść, jakie dotykają bohaterów tej sztuki. Fabuła Łowcy w bardzo dosadny sposób pokazuje, jak niebezpiecznym narzędziem może stać nieistniejący problem, wykreowany jedynie na potrzeby aparatu władzy... 




Doskonała gra aktorska uczyniła z tej sztuki prawdziwą teatralną ucztę. Artyści świetnie budują atmosferę niepokoju przy pomocy oszczędnych dialogów i subtelnych gestów, które w sztuce King mówią zdecydowanie więcej, niż jej treść. Szczególny zachwyt wzbudziła we mnie Emilia Komarnicka-Klynstra w roli Judyty. Pierwszy raz widzę tę aktorkę na scenie i muszę przyznać, że bardzo podoba mi się jej wrażliwość i autentyczność. Rewelacyjna była także kreacja Tomasza Schuchardta, który genialnie stworzył postać męża i ojca załamanego śmiercią dziecka.  

Gra Olgi Sarzyńskiej także mocno zapadła mi w pamięć. Dzięki niesamowitej ekspresji nawet w niewielkiej roli Sary wypadła bardzo wyraziście. Prawdziwą wisienką na torcie jest jednak postać tytułowego łowcy, w którą wciela się Adrian Zaremba. Po dość spokojnej i wyważonej roli Hajmona w Antygonie, nie przyszłoby mi do głowy, że ten młody aktor ma w sobie tak wiele charyzmy i siły wyrazu. Tymczasem na scenie widzimy tajemniczego urzędnika - tropicieila którego obecność na scenie wzbudza autentyczny niepokój. 




Wojciecha Urbańskiego znałam dotąd raczej z lekkich spektakli obyczajowych, które z dużym powodzeniem wystawiał na deskach warszawskich scen (m.in. Współczesnego, Dramatycznego i Teatru Collegium Nobilium Akademii Teatralnej w Warszawie). Tym razem jednak reżyser odszedł od dobrze znanego sobie schematu i postawił na mocny (żeby nie powiedzieć, przerażający) efekt. Muszę przyznać, że z każdym kolejnym spektaklem styl Urbańskiego imponuje mi coraz bardziej. Na deskach Teatru Ateneum stworzył dzieło o bardzo minimalistycznej formie i niezwykle silnym przekazie. Sądzę, że Łowca to jedna z najlepszych realizacji w całym jego reżyserskim dorobku. 




Siła Łowcy tkwi w autentyczności tego utworu. Skończyły się czasy, kiedy widza przerażały abstrakcyjne historie, zupełnie oderwane od rzeczywistości. Lęk wzbudzają dziś wizje, które pewnego dnia mogą stać się czymś więcej, niż tylko twórczą fantazją. Sztuka Dawn King przeraża, tym bardziej że jest całkiem prawdopodobna, a przecież takiej sytuacji, która przytrafiła się bohaterom, nie życzyłby sobie chyba nikt z nas. Iście orwellowska konwencja, klimat prawdziwej grozy i wspaniała obsada - wszystko to sprawia, że spektakl Wojciecha Urbańskiego porywa bez reszty, a jego fragmenty towarzyszą widzowi jeszcze przez długi czas... 



fot. Bartek Warzecha
Materiały prasowe - Teatr Ateneum w Warszawie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz