niedziela, 28 lipca 2019

Intruz. "Pan Ein i problemy ochrony przeciwpożarowej" w Teatrze Współczesnym w Warszawie


Wolność nigdy nie jest nam dana raz na zawsze - taką tezę można wysnuć po obejrzeniu spektaklu Pan Ein i problemy ochrony przeciwpożarowej w reżyserii Wojciecha Adamczyka na scenie warszawskiego Teatru Współczesnego. Sztuka Wiktora Szenderowicza obnaża brutalne i bezwzględne mechanizmy opresyjnej władzy, która krok po kroku zawłaszcza przestrzeń zwykłych obywateli. Choć spektakl utrzymany jest w nieco komicznej konwencji, trudno nie zauważyć, że pod humorystyczną przykrywką kryje się ważna przestroga - oto, co może się stać, gdy przedstawiciele instytucji rządowych zaczną dbać o obywateli za bardzo...

Sztuka Pan Ein i problemy ochrony przeciwpożarowej ukazuje totalną  bezsilność jednostki wobec opresyjnego aparatu władzy. Wiktor Szenderowicz pisał ten dramat na podstawie utworu Maxa Frischa Biedermann i podpalacze. W swoim dziele Szenderowicz zawarł wiele gorzkich prawd na temat ludzkiej natury - widzimy tu wyraźnie, jak krucha jest moralność człowieka, który po dojściu do władzy zaczyna ją wykorzystywać do własnych celów. Schemat ten doskonale znany jest z kart historii, jednak tym razem autor pokazuje cierpienie jednostki - zwykłego, przeciętnego człowieka, który w starciu z siłą rządowej propagandy nie ma żadnych szans... "Staliśmy się ludźmi, przyjmując postawę wyprostowaną. Dlaczego czasem tak trudno nam zdecydować się na nieugiętą?" - ta smutna i prawdziwa myśl Szenderowicza stanowi doskonałą puentę dla jego sztuki. Warto wspomnieć, że rosyjski pisarz doskonale odnajduje się w tej dziedzinie. Szenderowicz od lat zaangażowany jest w działalność opozycyjną w swoim kraju. Zasłynął jako najostrzejszy krytyk prezydenckiej administracji. Jest dziennikarzem, blogerem i autorem wielu publikacji. Autor realizuje się także jako aforysta. Jego "złote myśli" cechuje cięta ironia i niezwykła trafność. To właśnie Szenderowicz stwierdził, że "miłość do ojczyzny bywa nieszczęśliwa", a "ze steru władzy zawsze warto zdjąć odciski palców"...


Nieco leciwą historię nakreśloną przez wiele lat temu przez Frischa rosyjski pisarz mocno odświeżył i nadał jej uniwersalny, ponadczasowy charakter. Nieważne, gdzie i kiedy toczy się fabuła tego dramatu. Panem Einem może stać się każdy z nas, bo pokusa władzy i dominacji nad słabszymi jest nieodłącznym elementem ludzkiej egzystencji. 




Pan Ein (Leon Charewicz) jest spokojnym i zrównoważonym obywatelem, który ponad wszystko ceni sobie spokój. Mężczyzna wiedzie żywot prawego obywatela u boku swej żony, Berty (Joanna Jeżewska) z którą prowadzi niewielką restauracyjkę, zlokalizowaną na parterze ich domu. Ein, jak każdy człowiek, ma swoje zmartwienia - jednym z nich jest nieco rozwydrzona córka, Helga (Ewa Porębska), drugim romans z kelnerką Gryzką (Monika Pikuła), który mężczyzna skrzętnie skrywa przed Bertą. Te pozorne problemy są jednak błahostką w porównaniu z tym, co zgotują bohaterowi "troskliwi" przedstawiciele lokalnych władz. Pewnego dnia strażnicy porządku niespodziewanie pojawiają się w domu Eina i nic nie wskazuje na to, że wkrótce sobie pójdą...

Pretekstem tej inwazji jest rzekoma fala pożarów. Inspektor (Szymon Roszak), który od jakiegoś czasu nachodzi Eina i jego rodzinę, twierdzi, że w mieście grasują podpalacze, a przecież obowiązkiem władz miasta jest strzec życia i dobytku jego mieszkańców. Pozorne działania zapobiegawcze z czasem przekształcają się w jawny terror. Troskliwy uścisk ramion merostwa zaciska się coraz bardziej, okradając i inwigilując rodzinę Eina, a przede wszystkim, pozbawiając ją miejsca do życia. Ograbieni z lokum i godności bohaterowie zmuszeni są poddać się haniebnym działaniom aparatu władzy. Propaganda urzędników sprawia, że Ein z przyzwoitego, niewadzącego nikomu obywatela staje się wrogiem publicznym numer jeden. Chyba najbardziej bulwersująca jest scena, gdzie mer (Andrzej Zieliński) litościwie wyciąga do Eina dłoń, ułaskawiając bohatera z wszelkich "win" i "przestępstw" jakich ten się dopuścił. Niemoc i bezsilność tytułowego bohatera jest uderzająca. Jak powiedział Szenderowicz "Kiedy władza pochyliła się z troską nad obywatelem, ten zadrżał ze strachu". Ein i jego rodzina doskonale poznali ten paraliżujący strach... 




Spektakl jest przede wszystkim wielkim popisem gry aktorskiej Leona Charewicza. Bardzo cenię tego aktora i pilnie śledzę jego poczynania na scenie Współczesnego, jednak dotychczas miałam dość przykre uczucie, że przypadają mu w udziale jedynie role drugoplanowe, w których artysta nie jest w stanie w pełni pokazać swoich scenicznych możliwości. Co prawda, pojawił się gościnnie na deskach Teatru Polonia w Krzesłach Eugene Ionesco (recenzja tutaj), gdzie zagrał u boku Ewy Szykulskiej, ale ja  czekałam na jakąś wielką kreację Pana Charewicza na jego macierzystej scenie. No i doczekałam się - aktor w tytułowej roli prezentuje doskonałą grę na najwyższym poziomie. Artysta pracuje emocjami, prezentując stopniową przemianę swojego bohatera - ze spokojnego, bezpiecznego obywatela w zrezygnowanego człowieka, który padł ofiarą represji ze strony władz. Pan Ein... jest spektaklem Leona Charewicza - to jego wielkie show. Co prawda, zobaczymy tu także inne wspaniałe nazwiska, ale stanowią one zaledwie ciekawe tło w tej poruszającej historii. 




Warto wspomnieć o Joannie Jeżewskiej, która w roli Berty doskonale dopełnia obrazu głównego bohatera. Nie zaskoczyła mnie świetna gra Andrzeja Zielińskiego, który w spektaklu wciela się w rolę bezwzględnego mera miasta - kolejna świetna rola tego artysty. Aktor doskonale posługiwał się na scenie wysublimowanym czarnym humorem, dzięki czemu jego postać wzbudzała we mnie różne sprzeczne emocje - od ewidentnej niechęci, przez rozbawienie, aż po pewną sympatię (!). Takie rzeczy potrafi tylko Andrzej Zieliński. 

Na podziw zasługuje imponująca scenografia, która w spektaklu imituje restaurację oraz  mieszkanie głównego bohatera i jego rodziny. Parter zajmuje uroczy barek otoczony kilkoma stolikami. Nad knajpką wznosi się antresola pełniąca rolę przestrzeni prywatnej właścicieli lokalu. Nieco z boku znajduje się salon fryzjerski prowadzony przez przyjaciela Eina, Pana Norma. Uwagę przykuwają detale symbolizujące stopniowe zawłaszczanie przestrzeni prywatnej przez instytucję rządową. Tu i ówdzie pysznią się atrybuty straży pożarnej: gaśnice, urocza miniaturka wozu strażackiego, portret mera, który niczym złowieszczy führer staje się nieodłącznym elementem codziennego życia zwykłych obywateli. Atmosferę spektaklu podkreśla charakterystyczna muzyka. W poszczególnych scenach usłyszycie wzniosłe marsze i pieśni, których skoczne nuty świetnie podkreślają grozę sytuacji. 




Pan Ein i problemy ochrony przeciwpożarowej to kolejny po "Nim odleci" (recenzja tutaj) i Trzeciej piersi" (czytaj więcej) bardzo udany spektakl Teatru Współczesnego w sezonie 2018/2019. Pozornie lekka i humorystyczna fabuła ma w sobie głębokie i przejmujące przesłanie. Wolność to wielki dar, który tak łatwo odebrać. Zacznijmy ją szanować, bo nigdy nie wiadomo, kiedy znów władza pochyli się z troską nad obywatelem...



fot. Marta Ankiersztejn
materiały prasowe - Teatr Współczesny w Warszawie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz