środa, 7 listopada 2018

Jak pusto


Zdziwiło minie, że Teatr Polonia na swoje trzynaste urodziny zdecydował się wystawić właśnie "Krzesła" Eugene Ionesco. Choć jego utwory są piekielnie dobre, cechuje je nierzadko także dojmujący smutek. Ionesco, francuski dramaturg rumuńskiego pochodzenia, szczycił się tym, że odważnie podchodził do trudnych i bolesnych tematów - ubierał je w absurdalne, nierzadko szokujące formy. Polscy widzowie od wielu lat cenią sobie ten osobliwy styl, co potwierdza niegasnąca popularność "Łysej śpiewaczki" Macieja Prusa na scenie warszawskiego Teatru Narodowego, czy "Nosorożec" Artura Tyszkiewicza grany z powodzeniem przez kilka lat na deskach Teatru Dramatycznego. Po obejrzeniu "Krzeseł" w reżyserii Piotra Cieplaka jestem pewna, że i ten spektakl osiągnie równie wielki sukces. 

Awangardzista, destruktor, cynik - to chyba najdelikatniejsze spośród wielu dosadnych określeń, jakie przylgnęły do Eugene Ionesco na długie lata. Dziś krytycy wypowiadają się o nim z nieskrywanym podziwem, ale dawniej sztuki Ionesco nie spotykały się z ciepłym przyjęciem. Myślę, że powodem takich reakcji było niezrozumienie, co też artysta ma na myśli wystawiając sztukę bez wyraźnie zarysowanej konstrukcji. A ci co zrozumieli, wyraźnie odrzucali treść jego dzieł, bo traktowały one o kwestiach bolesnych, z którymi wielu nie chciało się mierzyć.




"Krzesła" nie są jedynym utworem, jaki wywoływał na scenie wielkie kontrowersje. Weźmy chociażby "Lekcję" - absurdalny dramat o profesorze i uczennicy, który można interpretować na rozmaite sposoby, ale każdy z nich prowadzi do wstrząsających wniosków... Wiele utworów napisał Ionesco czerpiąc ze swojego życia. Wspomniana "Lekcja" powstała w momencie, gdy autor uczył się pilnie angielskiego. Z kolei "Nosorożec" nawiązywał do rodzących się w Europie wpływowych ideologii, którym autor był zdecydowanie przeciwny. 

W kontrze do tradycyjnych form, stworzył antyteatr. W swoich sztukach stosował elementy groteski, a wykorzystywana przez niego gra słów podkreślała niemożność porozumienia się człowieka z otaczającym go światem. W latach 50 publiczność nie była jeszcze gotowa na tak nowatorską formę. Dziś Ionesco jest zaliczany do grona najwybitniejszych twórców XX wieku. W Polsce od wielu lat sztuki tego awangardowego pisarza grane są z dużym powodzeniem. Dużo w nim naszego Mrożka, który przecież słynął z groteskowej konwencji. Może dzięki temu sztuki Ionesco są nam w pewnym sensie bliskie? 




Premiera "Krzeseł" na scenie Teatru Polonia doskonale wpisuje się w jesienną aurę. To opowieść o małżeństwie, które z sentymentem wspomina czasy swojej młodości. Ona i On, w samotności, z dala od ludzi, powoli przygotowują się na nieuchronny koniec. Brawurowe role w spektaklu Piotra Cieplaka zagrali Ewa Szykulska i Leon Charewicz. Mamy na scenie dość ascetyczne wnętrze, które wypełniają jedynie dwa krzesła. Przez duże okna słychać z oddali szum morza. Z kontekstu wynika, że para staruszków mieszka na wyspie, w całkowitym odosobnieniu. Monotonny żywot umilają sobie rozmowami o przeszłości, zastanawiają się, jakby się potoczyło ich życie, gdyby kiedyś podjęli inne decyzje. "Mogłeś być naczelnym wodzem, naczelnym królem, naczelnym aktorem!" - ta kwestia, wypowiadana przez Ewę Szykulską, pada na scenie kilka razy, co tylko dowodzi, jak bardzo jej bohaterka jest niepogodzona ze swoim losem. 




Monotonia identycznych dni byłaby nie do zniesienia, gdyby nie "przyjęcia" organizowane dla wyimaginowanych gości. Akcja sztuki toczy się w jeden z takich wieczorów, gdy On, zwany przez żonę "koteczkiem" postanawia wygłosić swoje credo - koncepcję istnienia, nad którą pracował całe życie. Ona, zwana przez męża Semiramidą ochoczo przystaje na ten pomysł i już po chwili zaczynają u progu domu witać "znakomite osobistości". Z każdym kolejnym "gościem" na scenie pojawia się coraz więcej krzeseł. Bohaterowie prowadzą z niewidzialnymi postaciami zaciekłe dyskusje, droczą się, żartują, komplementują ich stroje i dokonania. Ten absurdalny widok błaznujących staruszków budzi nie śmiech, lecz ogromny żal. Jak bolesna musi być ich samotność, skoro usiłują złagodzić ją przy pomocy takich teatrzyków...

Z każdą kolejną minutą bohaterowie coraz wyraźniej rozumieją, że ich starania nie mają sensu - nikt ich nie podziwia, nikt ich nie słucha. Czas na bycie "naczelnym wodzem, naczelnym mówcą, naczelnym aktorem" minął dawno temu. Teraz nie ma już nic, jest tylko pustka. Za oknami panuje mrok, słychać jedynie szum fal i wycie wiatru. Otwierają okna - to znak, że są już gotowi, by wspólnie stawić czoło nieuchronnemu końcowi. 




"Krzesła" są opowieścią o przemijaniu, akceptacji przeszłości, o zmęczeniu powtarzalnością tych samych dni, ciągnących się w nieskończoność. O minutach długich jak godziny. O świadomości, że wszystko, co miało się wydarzyć, już się wydarzyło, że dalej nie ma już nic, jest pustka. Nic dziwnego, że obraz dwójki zrezygnowanych staruszków u progu śmierci spotkał się z tak wielkim oburzeniem. Ionesco miał odwagę poruszać bolesne i odważne tematy, ale mało kto był tedy przygotowany na tak wielką bezpośredniość.  

Jestem pod ogromnym wrażeniem kreacji Ewy Szykulskiej i Leona Charewicza. Oboje artystów kojarzę głównie z rolami komediowymi, więc byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, że tak świetnie w przejmująco smutnym utworze Ionesco. Tak - smutnym, bo choć wiele osób uważa, że "Krzesła" mają w sobie elementy komiczne, we mnie zachowanie bohaterów budziło jedynie wielki smutek i współczucie. 




Oglądając sztukę Piotra Cieplaka na scenie Teatru Polonia, uświadomiłam sobie, że absurd Ionesco jest tylko pozorny - w rzeczywistości przecież nie brakuje samotnych, starych ludzi którzy żyją bezczynnie i w poczuciu rezygnacji czekają na śmierć. Ten spektakl powinien być dla młodych lekcją, żeby nie ignorować staruszków, nie przeganiać ich ze swojego życia, nie skazywać na nicość. Przecież wystarczy tak niewiele - jeden mały gest, by pokazać im, że ich trwanie wciąż ma jeszcze sens. 



zdjęcia: Katarzyna Kural - Sadowska
materiały: Teatr Polonia/ Fundacja Krystyny Jandy na Rzecz Kultury

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz