Jak żyć z bagażem traumatycznych wydarzeń z przeszłości? Czterdziestoletnia Paula Spencer próbuje różnych metod, żeby choć trochę zmniejszyć ból, jaki wywołują wciąż żywe wspomnienia sprzed lat. Opowiada o nich z niesłychaną pewnością siebie i butą, jakby były w jej głowie nic nieznaczącymi strzępkami przeszłości. Jednocześnie w tym odważnym, silnym głosie czuje się dojmujący smutek i poczucie ogromnej niesprawiedliwości, które kobieta zalewa morzem alkoholu. Mimo tak wielu przeciwności losu, każdego dnia dzielnie stawia czoła wyzwaniom i odważnie patrzy w przyszłość. Historię stworzoną przez Roddy'ego Doyle'a przeniósł na deski Teatru WARSawy znakomity reżyser, Adam Sajnuk. Spektakl Kobieta, która wpadała na drzwi porusza równie mocno, jak jego książkowy pierwowzór.
Trudno uwierzyć, że historia Pauli Spencer jest fikcją. Ja uwierzyłam w nią od pierwszej chwili - duża w tym zasługa prostego, momentami brutalnego stylu, w jakim autor kreśli losy swojej bohaterki. Paula (w tej roli Aneta Todorczuk) jest wdową, matką czwórki dzieci, ofiarą przemocy domowej, alkoholiczką. Mimo że jej życie nie było usłane różami, kobieta ma w sobie imponującą siłę i hart ducha. Choć lata ciężkich doświadczeń wykształciły w niej twardy pancerz, wsłuchując się w historię Pauli, widzimy przede wszystkim wrażliwą marzycielkę, która tęskni za najpiękniejszymi chwilami swojej młodości. Właśnie te marzenia w połączeniu z bujną wyobraźnią, ostrym językiem i ciętym humorem sprawiają, że pozornie zwykła kobieta tak bardzo fascynuje i wzrusza odbiorców. Paula, mimo ciężaru traum i problemu z nałogiem, każdego dnia staje do pionu, by móc wywiązać się z powierzonych jej ról.
W swoim przejmującym monologu bohaterka przedstawia widzom zarówno piękne i radosne, jak i mroczne momenty swojego życia. Jak każda nastolatka, Paula marzyła niegdyś o księciu na białym koniu. Znalazła go w Charliem Spencerze, swoim mężu, z czasem stał się wzbudzającym lęk i trwogę katem, który uczynił z jej życia prawdziwe piekło. Mimo wielu lat cierpień bohaterka wspomina go z miłością. Wraz ze śmiercią Charla życie Pauli stało się puste. Tę pustkę zapełnia jej alkohol i wspomnienia, które kobieta tak skrzętnie pielęgnuje w swojej pamięci. Opowieść Pauli jest tak żywa, emocjonalna i tak bardzo szczegółowa, jakby przywoływane przez nią wydarzenia miały miejsce całkiem niedawno. Czterdziestoletnia, zmęczona życiem kobieta wciąż ma w sobie zaskakująco pokaźnie pokłady młodzieńczej energii, z którą tak wiele lat temu odważnie poddała się porywom pierwszej miłości.
Adam Sajnuk zdecydował się przedstawić historię Pauli Spencer w formie muzodramu. Z tym trudnym zadaniem Aneta Todorczuk poradziła sobie doskonale. Artystka na scenie porywa publiczność emocjonalnymi wyznaniami swojej bohaterki i czaruje przepięknym głosem. Wspomnienia Pauli przeplatane są utworami Sinead O'Connor, które aktorka śpiewa z ogromną mocą. Reżyser świetnie zestawił ze sobą historie obu kobiet. Łączy je bardzo wiele - pochodzenie, dramaty rodzinne, a przede wszystkim traumy, które odcisnęły piętno na życiu każdej z nich...
Nie wiem, co mnie bardziej poruszyło - doskonała gra Anety Todorczuk, czy jej równie doskonałe występy wokalne. Aktorka na scenie daje z siebie wszystko. Jest moim wielkim odkryciem i mam ogromną nadzieję, że wkrótce zobaczę ją w nowych rolach. Dawno nie spotakłam tak wszechstronnie utalentowanej artystki. Młodzi adepci aktorskiego fachu powinni czerpać z niej wzór i inspirację.
Sztuka zachwyca genialną muzyką. To zasługa świetnego zespołu w skład którego wchodzą: Michał Lamża, Szymon Linette, Joachim Łuczak i Wojciech Gumiński. Poznałam tych panów już wcześniej - pojawili się też na scenie Och-Teatru w sztuce 8 kobiet (recenzja tutaj). Muzycy nie tylko brzdąkają na swoich instrumentach, ale też czynnie uczestniczą w spektaklu, co stanowi niewątpliwą atrakcję dla publiczności. Wart uwagi jest dość osobliwy strój Pauli, na który składają się spodnie dresowe, sportowy top i... białe szpilki. W tym pozornie dziwacznym outficie tkwi pewna symbolika - strój jest doskonałym dopełnieniem niejednoznacznej i wielowymiarowej osobowości bohaterki. Scenę pokrywa prawdziwa, soczyście zielona trawa - i tyle, więcej nie potrzeba. To słowa i muzyka są w tym spektaklu najistotniejsze.
Nie wiedziałam, czego spodziewać się po najnowszej premierze Teatru WARSawy. Choć o książce Roddy'ego Doyle'a słyszałam wiele pochlebnych słów, przeczytałam ją dopiero po obejrzanym spektaklu, a więc przed premierą zarys fabuły był mi zupełnie nieznany. To dobrze, bo dzięki temu każdy moment był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Ten spektakl to małe arcydzieło, w którym znajdziecie wspaniały tekst, doskonałą muzykę i śpiew, który zwala z nóg. Wszystko to razem wzrusza, zachwyca i prowokuje do refleksji nad własną przeszłością. Choć historia Pauli jest bardzo trudnym przypadkiem, takie mniejsze i większe dramaty z przeszłości niesie w sobie każdy z nas - to one między innymi determinują to, kim dziś jesteśmy. Jak radzimy sobie z bolesnymi wspomnieniami? Co w nas wykształciły? Czego nauczyło nas każde z tych doświadczeń?
Do recenzji tej sztuki wróciłam z dużym opóźnieniem. Zastanawiałam się, jak w trakcie pisania będę odbierać poszczególne sceny spektaklu - czy każda z nich będzie budzić równie silne emocje, jak w dniu premiery? Czy moje odczucia będą tak samo entuzjastyczne, a na myśl o traumatycznych przeżyciach bohaterki i przepięknym, wibrującym głosie Anety Todorczuk poczuję dławiące wzruszenie? Tak - z całą stanowczością stwierdzam, że to wszystko nadal we mnie siedzi, a każda pojedyncza emocja, jaką wywołał we mnie ten spektakl, jest wciąż bardzo intensywna. Historia Pauli ma w sobie ogromną moc, która nie pozostawia widza obojętnym. Po wyjściu z teatru postanowiłam, że muszę zobaczyć to jeszcze raz. Adam Sajnuk jest jednym z moich ulubionych reżyserów, ale tym przedstawieniem rozwalił system. Kobieta, która wpadała na drzwi to jeden z najlepszych spektakli, jakie kiedykolwiek oglądałam.
Materiały prasowe - Teatr WARSawy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz