niedziela, 29 września 2019

Był sobie kelner... "Zaklęte rewiry" w Teatrze WARSawy



Wykwintne potrawy, znakomite trunki i dancingi do białego rana w gronie elit przedwojennej Polski - w takiej barwnej scenerii toczy się akcja Zaklętych rewirów, wspaniałej powieści Henryka Worcella. Książka o zakulisowych rozgrywkach kelnerów stała się dla Andrzeja Sajnuka inspiracją do stworzenia fantastycznego spektaklu. Zaklęte rewiry w Teatrze WARSawy to popis aktorstwa na najwyższym poziomie.

Henryk Worcell (a właściwie Tadeusz Kurtyka) napisał Zaklęte rewiry, bazując na własnych doświadczeniach z początków lat 30. XX wieku, kiedy sam piastował stanowisko kelnera w ekskluzywnej, krakowskiej restauracji Grand. Oczywiście, nazwiska i miejsca zostały celowo zmienione, jednak wydarzenia przedstawione w książce są prawdziwe, o czym autor zapewniał czytelników we wstępie, podkreślając, jak bardzo obawiał się reakcji środowiska:

 (...) Nie jestem pewny, czy to jest powieść, bo wydaje mi się, że w prawdziwej powieści wszystko powinno być fikcją, zmyśleniem, a tu przecież każda postać żywcem wzięta z restauracji i kawiarni Grand (...) 

Niedługo po wydaniu Zaklętych rewirów Worcell opuścił Kraków, żeby uniknąć "wściekłych ataków ze strony sporej liczby kelnerów, którzy nie mogli mi darować, żem skalał własne gniazdo". Książka wywołała ogromne poruszenie, a klienci gastronomii zrozumieli w końcu, że eleganccy panowie z tacami to także ludzie z krwi i kości - czują zmęczenie, strach i złość, często są poniżani i krzywdzeni. Powieść podziałała na społeczeństwo jak kubeł zimnej wody i znacząco zmieniła sposób, w jaki dotąd postrzegany był zawód kelnera. Wiele lat później Zaklęte rewiry doczekały się ekranizacji. Książkę przeniósł na ekrany kin reżyser Janusz Majewski, dzięki czemu historia Hotelu Pacyfik odżyła na nowo, a duet Boryczko i Fornalski przez długi czas kojarzył nam się z młodym Markiem Kondratem i Romanem Wilhelmim

Na tym losy debiutanckiego utworu Worcella mogłyby się zakończyć, bo przecież zarówno książka, jak i film zyskały w pełni zasłużone miano dzieł kultowych. Takie perełki rzadko stanowią przedmiot reinterpretacji, bo trzeba mieć wiele odwagi, żeby mierzyć się z czymś tak doskonałym. Adam Sajnuk podjął to ryzykowne wyzwanie i w 2011 roku z ogromnym sukcesem wystawił Zaklęte rewiry na deskach Teatru Studio. Obecnie sztuka grana jest w Teatrze WARSawy i od kilku lat cieszy się mianem absolutnego hitu tej sceny. Jeżeli sądzicie, że w teatrze widzieliście już wszystko, powinniście wybrać się na to niezwykłe przedstawienie. Sztuka w niczym nie ustępuje książkowej wersji i filmowej adaptacji - mało tego, momentami jest nawet lepsza. Wydawać by się mogło, że  Wilhelmi i  Kondrat  w Zaklętych rewirach osiągnęli absolutny szczyt aktorskiego geniuszu, ale co wyczyniają na scenie Mariusz Drężek i Mateusz Banasiuk, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.




Spektakl zaczyna się już w momencie, gdy publiczność wchodzi na salę - kelnerzy w czerwonych liberiach usłużnie prowadzą widzów do stolików rozmieszczonych wokoło sceny. Ci, którym szczęście nie dopisało, zajmują standardowe miejsca na widowni, jednak bazując na własnych doświadczeniach, odradzam fotele oddalone od centrum wydarzeń. Miałam farta, że usiadłam przy jednym ze stolików, dzięki czemu czułam niemal namacalny kontakt z aktorami - w niektórych momentach byli tak blisko mnie, że gdybym tylko wyciągnęła rękę, mogłabym ich dotknąć. Publiczność przy stolikach staje się częścią restauracyjnej rzeczywistości, dlatego nie zdziwcie się, gdy kelnerzy co chwila będą Was pytać, czy wszystko w porządku i czy podać coś jeszcze. Podczas sylwestrowego balu będziecie mieli niepowtarzalną okazję wirować na scenie w rytm muzyki granej na żywo. Nie ma sensu się opierać! Dajcie się porwać czarującej, przedwojennej atmosferze, której nie doświadczycie w żadnym innym miejscu... 

Wydarzenia rozgrywające się w restauracyjnej przestrzeni poznajemy oczami Romka Boryczki (Mateusz Banasiuk). Chłopak przyjeżdża  z rodzinnej wsi do Krakowa i zatrudnia się na zmywaku restauracji Hotelu Pacyfik. Dzięki swej elokwencji bohater zaczyna szybko piąć się po szczeblach kariery i po niedługim czasie z pomywacza staje się pomocnikiem kelnera. Romek szybko odkrywa, że praca na sali to zaciekła walka o przetrwanie. Codzienne trudy i upokorzenia Boryczko dzieli z kolegami po fachu - Adasiem (Sebastian Cybulski), Heńkiem (Jakub Snochowski) i Tarasem (Marek Kossakowski), którzy - podobnie jak Romek - aspirują do bycia prawdziwymi kelnerami. Tym, który wyjątkowo nie trawi widoku nowego pracownika, jest jeden doświadczonych kelnerów, Robert Fornalski (Mariusz Drężek). Starszy kolega bardzo stara się obrzydzić Romkowi pracę w Pacyfiku, jednak serie przykrych incydentów sprawiają, że bohater rośnie w siłę i z czasem staje się równie bezwzględny, jak jego oprawca.




W Zaklętych rewirach Henryk Worcell bardzo szczegółowo opisał smutną codzienność pracowników restauracji. Przestrzeń Hotelu Pacyfik jest dla bohaterów całym światem - tu pracują, śpią i spędzają cały swój czas. Surowe zasady zmuszają ich do wyzbycia się własnych pragnień i całkowitej koncentracji na życiu gastronomii. Opowieść o Romku Boryczce i jego kolegach jest też okazją do sprawdzenia, jak funkcjonuje restauracja od kulis. Co się dzieje tam, gdzie nie sięga wścibskie oko gościa? Jak wygląda drabina społeczna w restauracyjnych strukturach i ile szczebli trzeba pokonać, żeby z kuchennego popychadła przeistoczyć się w dostojnego kelnera? Zaklęte rewiry odkrywają przed nami wszystkie tajemnice pracy kelnerów i skłaniają do refleksji, jak wiele upokorzeń i trudów zmuszeni są znosić ludzie zatrudnieni na tych stanowiskach. 

W jednym z wywiadów przed premierą spektaklu Adam Sajnuk stwierdził, że historia napisana przez Worcella może być potraktowana jako metafora wszystkich zawodów. Faktycznie, pęd za karierą i wielkimi pieniędzmi, wzajemna perfidia oraz próby wyeliminowania przeciwników - to wszystko przywodzi na myśl rzeczywistość wielkich, bezdusznych korporacji. Zdumiewające, jak bardzo aktualna wydaje się problematyka przedstawiona w tej książce. Choć na przestrzeni lat standardy pracy uległy na szczęście znacznym zmianom, to pewne mechanizmy, które Worcell tak skrupulatnie przedstawił w swojej powieści, mają miejsce nadal i możemy je zaobserwować w strukturach wielu firm oraz instytucji.

Oczywiście, podobieństwo pomiędzy tym, co wtedy i dziś jest dość symboliczne i dotyczy jedynie ogólnych ram. Trudno obecnie wyobrazić sobie przykrą rzeczywistość, w jakiej przed wojną tkwili pracownicy wielu miejsc podobnych do restauracji Hotelu Pacyfik. Bicie, poniżanie i bezpostawne obrywanie pensji w dzisiejszych czasach bez wahania określilibyśmy mianem mobbingu, jednak w epoce Worcella  było to coś naturalnego, co przyjmowano z pokorą, jako pewien test wytrzymałości psychicznej albo rytuał przejścia.

Publikację Zaklętych rewirów można potraktować jako pewnego rodzaju misję - autor chciał pokazać ludziom, jak wielkim cierpieniem okupiony jest ten zawód. Udało się - we wstępie Worcell opisał skalę zmian, jakie zaszły w świadomości społeczeństwa. Potwierdzili to kelnerzy, z którymi wówczas rozmawiał: 

(...) Niemal wszyscy oni twierdzą, że goście po przeczytaniu Rewirów zmieniają swój stosunek do kelnera, zaczynają dostrzegać w nim człowieka, który zbliża się do gościa nie tylko z tacą, ale i swą czujną, jakże nieraz obolałą psychiką.




Myślę, że gdyby Worcell zobaczył, jak jego autobiograficzna historia wspaniale prezentuje się na deskach Teatru WARSawy, jak niezmiennie wielkim zainteresowaniem cieszy się od dnia swojej premiery oraz ile silnych emocji wywołuje w odbiorcach, byłby z pewnością usatysfakcjonowany. To niewątpliwie zasługa piekielnie zdolnych artystów, którzy na scenie przeistaczają się w kelnerów z prawdziwego zdarzenia. Panowie w czerwonozłotych, połyskujących uniformach wyglądają i zachowują się tak, jakby restauracyjny światek był ich naturalnym, dobrze znanym środowiskiem. Oczywiście główne skrzypce gra w tej wspaniałej tragifarsie Mariusz Drężek w duecie z Mateuszem Banasiukiem. Ośmielę się stwierdzić, że Fornalski Drężka jest jeszcze bardziej okrutny i przerażający, niż filmowy pierwowzór grany przez Romana Wilhelmiego. Wybuchowa mieszanka jadowitego cynizmu w połączeniu z dużą dawką agresji sprawiła, że ów bohater zajął czołowe miejsce na mojej liście postaci znienawidzonych. Wilhelmi przy demonicznym Fornalskim Drężka sprawia wrażenie miłego, ciepłego wujka... 

Mateusz Banasiuk w głównej roli wypada równie zachwycająco. Artysta doskonale pokazał na scenie proces dojrzewania swojego bohatera, który z zahukanego, dobrodusznego chłopaka stał się bezwzględnym, wyrachowanym karierowiczem. Muszę też wspomnieć o Marku Kossakowskim, który w spektaklu rozbraja publiczność pierwszorzędnym ukraińskim akcentem, wcielając się w rolę przeuroczego pikola - Tarasa (odpowiednik filmowego Fryca). To zdecydowanie jedna z najsympatyczniejszych i najbardziej ujmujących postaci w tym spektaklu. 

Fantastycznie wypadła także reszta kelnerskiej ekipy, w skład której wchodzą: Agata Piotrowska-Mastalerz, Bartosz Adamczyk, Maciej Skuratowicz, Jerzy Połoński, Stanisław Banasiuk, Sebastian Cybulski i Jakub Snochowski. Sukces spektaklu to ich wspólna zasługa. Sądzę, że gdyby w obsadzie zabrakło któregoś z tych wspaniałych nazwisk, sztuka momentalnie straciłaby całą swoją siłę i blask. 




Dołączyłam do szerokiego grona entuzjastów Zaklętych rewirów Adama Sajnuka. Spektakl jest doskonale dopracowany, dynamiczny i niesamowicie wciągający. Rzeczywistość widziana oczami Romka Boryczki zachwyca, ale też przeraża, bo jest nam zdumiewająco bliska. Henryk Worcell napisał tę powieść, żeby zwrócić uwagę klientów na trudny los kelnerów. Dziś Zaklęte rewiry są raczej uniwersalną przestrogą przed tym, do czego może doprowadzić ślepy pęd za władzą i pieniędzmi. Spektakl polecam każdemu, bo wieczór z ekipą Pacyfiku to gwarancja niezapomnianych wrażeń. 


fot. Rafał Meszka
Materiały prasowe - Teatr WARSawy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz