czwartek, 24 października 2019

Ballada o Judaszku. "Oratorium o mleku" na scenie Teatru Collegium Nobilium


Gdybym miała stworzyć listę spektakli poprawiających nastrój, Oratorium o mleku Sławomira Narlocha znalazłoby się w jej ścisłej czołówce. Ten niezwykły, multiartystyczny projekt ma w sobie sporą dawkę humoru, odrobinę tajemniczego mistycyzmu i gigantyczne pokłady energii. Młody reżyser stworzył imponujące widowisko, w którym muzyka, śpiew i gra aktorska stanowią integralną całość. Niekonwencjonalna konstrukcja, którą Narloch zbudował z wielu różnych środków, sprawia, że spektakl można śmiało uznać za teatralną perełkę. Nudne jasełka? Nic z tych rzeczy! Nastawcie się na prawdziwą, elektryzującą imprezę! 

Nie sądziłam, że Oratorium o mleku tak mnie urzeknie. Wizja przedstawienia, które formą i treścią mocno nawiązywałoby do dramatu liturgicznego, było w moim odczuciu wystarczającym powodem, żeby omijać ten tytuł z daleka. Dodatkowo jeszcze zaniepokoił mnie opis przedstawienia, sugerujący wariację na temat oratorium i jasełek przy akompaniamencie brzmień dziwacznych instrumentów, jak np. lira korbowa, czy piła... Tak, losy Oratorium o mleku do niedawna w ogóle mnie nie obchodziły - piszę te słowa z niemałym poczuciem winy... Szczęście w nieszczęściu, że udało mi się jednak nadrobić zaległości i obejrzeć to widowisko przy okazji zamknięcia 10. edycji Festiwalu ITSelF. Nie wiem, czy za każdym razem artyści robią na scenie takie show, ale to, co pokazali podczas festiwalowego finału, było niesamowite! Oratorium, które zmienia się w istne imprezowe szaleństwo? Właśnie takie rzeczy robi na scenie Sławomir Narloch - moje wielkie reżyserskie odkrycie.




Ciekawa jest geneza tej niezwykłej sztuki. Oratorium o mleku w pierwotnej formie było krótką etiudą, którą Sławomir Narloch stworzył w ramach egzaminu reżyserskiego. Praca okazała się na tyle interesująca, że reżyser rozbudował ją do rozmiarów pełnowymiarowego przedstawienia, które następnie pokazał na Festiwalu Nowe Epifanie. Spektakl tworzy dwudziestoosobowy zespół złożony z muzyków, wokalistów i aktorów. Trzeba przyznać, że był to dość odważny krok - okiełznać na scenie trzy niezależne, artystyczne żywioły, to nie lada wyczyn, nawet dla doświadczonych twórców. Narloch poradził sobie z tym zadaniem świetnie! W sumie nie ma się co dziwić - dowodzi przecież niezależną grupą teatralną Pijana Sypialnia, o której mogliście słyszeć przy okazji takich realizacji, jak Sztuczki, Wesele, czy Wodewil warszawski. Jestem bardzo zaintrygowana stylem pracy Sławomira Narlocha i z pewnością będę pilnie obserwować jego dalsze poczynania. 




Oratorium o mleku to przyjemna, ale też niepozbawiona gorzkich refleksji opowieść o prostocie i ulotności życia, w której zobaczycie dobrze znanych, biblijnych bohaterów. Miejscem akcji jest tajemnicza wioska gdzieś na końcu Polski. To tu wraz ze swoją matką (Katarzyna Lasota) mieszka Judasz (Sebastian Figat), jego ukochana (Justyna Fabisiak), a także Jezus (Adam Graczyk), Anioł (Justyna Kowalska) i Diabeł (Filip Krupa). Dziwne? Dziwne, ale nie dopatrujmy się w tej opowieści sensu, bo nie o sens w niej chodzi. Zapomnijcie też o utartych schematach i odwiecznych podziałach na dobro i zło, ponieważ u Narlocha wszystko jest przedstawione na opak. Dla przykładu Diabeł to całkiem równy, miły gość, który cierpliwie tłumaczy Judaszowi, jak siać zboże, a Anioł chętnie wziąłby we władanie rząd dusz, o czym dyskutuje otwarcie ze swoim rogatym przyjacielem! Nawet Jezus w tej historii bardzo odstaje od wizerunku emanującego mądrością zbawiciela. Nieco pochmurny i zmarkotniały syn boży jawi nam się jako zwyczajny człowiek, któremu nieobce są rozterki na tematy tak fundamentalne, jak skala boskiej świętości.

Spektakl Narlocha jest pogodną afirmacją życia. Mieszkańcy wioski funkcjonują zgodnie z rytmem natury, a codzienność wypełnia im praca i proste radości jak np. narodziny cielaczka, czy smakowite, typowo wiejskie śniadanie. Szczęście bohaterów przysłania jednak widmo nieuchronnego przeznaczenia, przed którym nie ma ucieczki. Sugeruje to wyjątkowo dobitnie scena, w której Jezus stoi z ramionami rozciągniętymi na desce imitującej krzyż w towarzystwie Judasza ze sznurem na szyi. Narloch nie wyprzedza faktów i nie stawia oskarżeń. Judasz, którego widzimy, jest wciąż łagodnym, niewinnym chłopcem, ale wiadomo już, że jego życie będzie naznaczone zbrodnią i karą. 





Cała ekipa robi naprawdę fantastyczną robotę. Na ogromne brawa zasługują zarówno muzycy i artyści wykonujący wspaniałe kawałki wokalne, jak i młodzi aktorzy, dzięki którym przedziwna historia Judasza i jego przyjaciół nabrała wyjątkowego charakteru. Moją faworytką jest zdecydowanie Katarzyna Lasota w roli matki Judasza. Z zachwytem wsłuchiwałam się w jej długi monolog o matczynym sercu, w którym zamknięty jest cały świat. Urzekł mnie daleki od doskonałości wizerunek rodzicielki, która zdecydowanie nie potrafi śpiewać dziecku kołysanek, ale kocha je niewyobrażalną miłością. Scena, w której bohaterka z uczuciem kroi chleb na grube pajdy, smaruje je smalcem i wręcza swemu synowi w towarzystwie chrupiących ogóreczków, a następnie patrzy, jak latorośl pochłania je z prędkością światła, wygrywa cały spektakl. Postać Judasza fantastycznie wykreował Sebastian Figat. Jego bohater to dobroduszny, nieco naiwny i ciekawy świata chłopak, którego w życiu nie powiązalibyście z biblijnym zdrajcą. Sebastian zagrał tę rolę ze wzruszającą szczerością. Na wielkie uznanie zasługuje także przewrotny Anioł i sympatyczny Diabeł. Justyna Kowalska i Filip Krupa stworzyli na scenie przekomiczny duet, który za pomocą zabawnych komentarzy całkowicie przełamuje liryczną atmosferę sztuki. 




Oglądając ten spektakl, wyszłam ze swojej strefy komfortu i zaczęłam bacznie przyglądać się formie, jakiej dotychczas nie akceptowałam na scenie. Studenci warszawskiej Akademii Teatralnej powoli przyzwyczajają mnie do dziwnych i zaskakujących eksperymentów. Ten zdecydowanie można uznać za ogromny sukces! Festiwalowe Oratorium o mleku podziwiałam nieco oszołomiona i zdezorientowana, bo pierwszy raz w życiu spotkałam się z taką fuzją brzmień i mnogością środków artystycznych na jednej scenie. Chętnie obejrzałabym to widowisko ponownie - tym razem w całkowitym skupieniu i z pełną świadomością. No i rzecz jasna, z tym samym wybuchowym finałem! 


***

fot. Bartłomiej Trzeszkowski

materiały prasowe - Teatr Collegium Nobilium 

Spektakl powstał we współpracy z Festiwalem Nowe Epifanie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz