sobota, 9 listopada 2019

"Za sto lat będzie super". Wywiad z twórcami spektaklu "Niepodlegli"


Okres dwudziestolecia międzywojennego obrósł w wiele legend, które dziś przyjmujemy bezkrytycznie. Gwałtowny rozwój gospodarczy, salonowe życie artystycznej bohemy, początki kinematografii - to zaledwie część faktów na temat tej krótkiej epoki, a jednak właśnie taki obraz  niepodległej Polski znamy z albumów, produkcji kinowych i przedstawień teatralnych. Reżyser Piotr Ratajczak wspólnie ze studentami Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie przygotował spektakl, który podważa przeidealizowany wizerunek Polski międzywojennej. Niepodlegli to przede wszystkim opowieść o ludziach tamtych czasów. Chcecie poznać prawdziwy obraz dwudziestolecia międzywojennego? Posłuchajcie, co mają na ten temat do powiedzenia: Ina Benita, Tadeusz Boy-Żeleński, Gabriel Narutowicz, Eligiusz Niewiadomski i wiele innych mniej i bardziej znanych ikon Polski lat 20. i 30. dwudziestego wieku. 

Z reżyserem i aktorami spotykam się na próbie medialnej przed premierą spektaklu Niepodlegli. Przestrzeń sceny zdominowały imponujące, złote schody, na których po chwili stają artyści ubrani w eleganckie stroje z epoki. Obrazek jak z pięknego musicalu - brakuje tylko muzyki, żeby całe to stylowe towarzystwo rzuciło się w wir tańca do rytmu fokstrota. Wiemy jednak, że tym razem nie będzie słodko i beztrosko. Sztuka Piotra Ratajczaka burzy mit idealnej Polski czasów międzywojennych. Bale i tańce to jedno, ale warto przypomnieć, że nasz kraj po odzyskaniu niepodległości borykał się też z licznymi problemami, jak np. bieda, przeludnienie, analfabetyzm, czy brak dróg... Nikt nie opowie o międzywojniu lepiej, niż jego świadkowie, dlatego reżyser oddaje głos autentycznym postaciom, które zasłynęły w latach 20. i 30. minionego wieku. Na scenie zobaczymy polityków, artystów, działaczy społecznych, sportowców, podróżników, a nawet morderców! Sztuka jest świetną okazją, żeby przyjrzeć się z bliska każdej z tych sylwetek. O ile większość osób doskonale wie, kim był Boy-Żeleński, czy Narutowicz, to zakładam że informacja o jasnowidzu Ossowieckim będzie dla publiczności niemałym zaskoczeniem - podobnie jak mroczne tajemnice Rity Gorgonowej i historia Posełki - jednej z pierwszych kobiet w polskim sejmie.

Piotr Ratajczak opowiedział mi o tej barwnej galerii ikon polskiego międzywojnia. Wyjaśnił też, dlaczego tak kurczowo trzymamy się mitów na temat niepodległej Polski. 

***

Spektakl Niepodlegli staje w kontrze do obrazów gloryfikujących okres dwudziestolecia międzywojennego. To coś zupełnie nowego - dotąd na scenie mogliśmy oglądać głównie sztuki o tym, jak Polacy byli dzielni i bohaterscy i jak dobrze się w tym czasie żyło.

Piotr Ratajczak: Męczą mnie i drażnią wszelkie formy mitologizacji przeszłości - zawłaszczania historii i budowania z tego jakiejś jednej narracji. Uważam, że naszym obowiązkiem jest pokazywanie rzeczywistości z wielu aspektów i próba zrozumienia tego, jakim jesteśmy społeczeństwem i w jakim kraju żyjemy. Stąd taki pomysł, żeby spróbować zdemitologizować ten okres - nie krytykować, czy piętnować patologii, tylko spojrzeć na to z różnych stron i zrozumieć jak najgłębiej tę rzeczywistość. Robimy to za pośrednictwem postaci, których biografie są skomplikowane i niejednoznaczne, które czasem budzą opór i wątpliwości. Ale dzięki temu każda z tych osób jest zwierciadłem, w którym odbija się cała polska rzeczywistość i całe polskie społeczeństwo. 

Dwudziestolecie międzywojenne kojarzymy głównie z rozkwitem gospodarki i kultury, tymczasem źródła historyczne wyraźnie podają, że nasz kraj po wyzwoleniu zmagał się z biedą i totalnym zacofaniem. Zastanawiam się, skąd ten piękny, nieprawdziwy obraz w naszych głowach. 

PR: Myślę, że po prostu potrzebujemy takiej wizji. Ja nie mam takiej potrzeby, ale dostrzegam to zapotrzebowanie społeczne i polityczne, żeby tworzyć jakiś rodzaj mitu, do którego możemy się odwoływać po smutnym okresie komunizmu. Kiedy budujemy mit, to jesteśmy bardzo niechętni względem wszelkim formom naruszenia go. Jest nam wygodnie i dobrze z tą prawdą o takiej polskości i takich Polakach, którzy żyli w dwudziestoleciu. 

W spektaklu prezentuje Pan sylwetki dwunastu postaci tej epoki. To bardzo zróżnicowana galeria bohaterów - mamy tu zarówno artystów, sportowców, polityków oraz ludzi, którzy zasłynęli jako honorowi społecznicy, jak i bezwzględnych morderców… Zastanawiam się, czy starał Pan się w jakiś sposób ocenić lub też usprawiedliwić ich decyzje? 

PR: Jednym z takich przykładów jest scena Gabriel Narutowicz i Eligiusz Niewiadomski, gdzie próbujemy zrozumieć, co się wydarzyło w polskiej rzeczywistości, że wizja dwóch bohaterów o bardzo podobnych korzeniach i bardzo podobnej tożsamości nagle zupełnie się rozjeżdża i jeden morduje drugiego w warszawskiej Zachęcie. Co się zdarzyło w pierwszych latach polskiej niepodległości, jakie podziały nastąpiły, że to społeczeństwo tak silnie się spolaryzowało i efektem tego był mord polityczny, czyli chyba najbardziej wstrząsające wydarzenie dwudziestolecia międzywojennego. Oczywiście, za każdym razem próbujemy zrozumieć ducha tej epoki i postawy jej bohaterów - niezależnie od tego, czy analizujemy postaci patologiczne, bo Eligiusz Niewiadomski jest dla mnie postacią patologicznego mordercy. Mamy też Bolesława Piaseckiego, szalenie kontrowersyjną postać - kameleona, który zmieniał swoje poglądy w zależności od nastrojów politycznych. Aktor musiał w tym przypadku prowadzić badania, żeby zrozumieć, jaka była wewnętrzna dynamika tej osoby, że w ten sposób próbowała się dostosowywać do różnych rzeczywistości politycznych. Za każdym razem jest to próba zrozumienia postaw. 

Chyba najtrudniej zrozumieć Ritę Gorgonową, która została skazana za morderstwo córki swojego partnera, choć właściwie do dziś nie mamy pewności, czy na pewno je popełniła…

PR: Najciekawsze w tej historii jest to, że ona została osądzona, zanim w ogóle doszło do procesu. Przypadek Rity Gorgonowej uruchomił we mnie bardzo niepokojące emocje. Na pierwszym planie została postawiona jej obcość - była guwernantką z Dalmacji, czyli nie była Polką, a to uczyniło ją automatycznie podejrzaną. W jakiś sposób mi się to przekłada na dzisiejsze czasy. Myślę sobie, że żyjemy w takim społeczeństwie, gdzie inność jest często piętnowana i osądzana bardzo jednoznacznie. Istotne było też to, że sprawa Rity Gorgonowej była pierwszą tak medialną aferą w Polsce dwudziestolecia międzywojennego, która uruchomiła nie tylko podziały, ale także niesamowitą siłę publicystyczną. W którymś momencie w proces Gorgonowej zaczyna się angażować Irena Krzywicka, która zwraca uwagę na wiele nieprawidłowości w tej sprawie. Zadaje pytanie, jak to możliwe, że Gorgonowa zostaje skazana przez tłum, bez sądu… Druga sprawa - w grupie sądowniczej nie było wtedy ani jednej kobiety. To są szalenie ciekawe zjawiska, których dziś po części także doświadczamy.

Mimo wszystko spektakl nie będzie jednoznaczną krytyką tamtych czasów? Pokażecie dwie strony medalu? 

PR: Oczywiście! Tam się pojawiają także bardzo szlachetne postaci, jak na przykład Maria Kwaśniewska, która dzięki zdjęciu z Adolfem Hitlerem ratuje ludzi z więzień niemieckich. Dla mnie taką szlachetną osobą był także Gabriel Narutowicz, który mimowolnie został wrzucony w pewien kontekst polityczny. Ciekawą postacią był także Ossowiecki - ezoteryk i przepowiadacz przyszłości, który miał bardzo gorzką, bardzo głęboką świadomość tego, w jakim kierunku zmierza polska rzeczywistość. Posełka - jedna z pierwszych posłanek, osoba nieprawdopodobnie szlachetna, która swoje życie osobiste położyła na ołtarzu walki o polskość. Dodatkowo jeszcze jej kobieca wrażliwość - walczyła o ustawę mającą na celu całkowitą likwidację służby. Jadwiga Morozowska-Toeplitz, kobieta, która dowodziła wyprawom i odkryła przełęcz w Himalajach. 

Myślę, że dzięki Pana sztuce duża część widzów usłyszy o tych postaciach po raz pierwszy. 

PR: To fantastyczne! Właśnie na to się cieszę, że niezależnie od ocen spektaklu, będzie on źródłem cennej wiedzy, a ludzie po obejrzeniu naszego przedstawienia, stwierdzą: “nie wiedzieliśmy o tych ludziach, o tych biografiach”...

Czego możemy nauczyć się od dwunastu buntowników, o których opowiada Pana spektakl?

PR: W pewnym momencie w sztuce pada kilka bardzo gorzkich słów. Między innymi Boy-Żeleński i Zofia Krzywicka opowiadają o problemach z aborcją, o symbolach narodowych, o relacji państwo - kościół. Mówią to z perspektywy Polski lat 30. XX wieku: “Nie przejmujcie się, za sto lat będzie super. Będziemy otwarci, tolerancyjni, będziemy wszyscy razem. Do zobaczenia za sto lat!” Wydaje mi się, że w tej wypowiedzi zawiera się cała puenta tego spektaklu. Widzimy, jak ta nasza dzisiejsza rzeczywistość jest szalenie podobna do świata dwudziestolecia międzywojennego. Może powinniśmy przyjrzeć się temu, jak ta grupa szlachetnych bohaterów próbuje otwierać się na nowy świat, szukać porozumienia i kontaktu. Jeżeli nauczymy się od nich, że trzeba być krytycznie nastawionym do swojej historii, żeby budować na tym jakiś rodzaj wspólnoty i społecznego porozumienia, to będzie super.



Konrad Żygadło jako Bolesław Piasecki/Tadeusz Boy-Żeleński

Jak to jest zagrać gwiazdę estrady, znanego poetę - społecznika,  politycznego hipokrytę oraz mordercę? Przeczytajcie, co o swoich rolach powiedzieli mi Basia Liberek (Ina Benita), Jędrzej Hycnar (Eligiusz Niewiadomski) i Konrad Żygadło (Bolesław Piasecki; Tadeusz Boy-Żeleński). 

***

W spektaklu Niepodlegli pokazujecie zupełnie inne oblicze dwudziestolecia międzywojennego. Na ten obraz składają się sylwetki znanych i mniej znanych, często także kontrowersyjnych postaci. Skąd taki gwałtowny zwrot? 

Barbara Liberek: Wydaje mi się, że to jest dobry moment, żeby uaktualnić tę bazę danych, bo większość tych osób w obecnych czasach jest zapomniana, albo zupełnie nieznana. Chcieliśmy odkurzyć ikony lat 20. i 30. i uświadomić widzów - a przy okazji także samych siebie - że w tych gablotach nie widnieją jedynie dobrze znane twarze, ale też cała plejada innych wspaniałych osobowości i charakterów, które są warte uwagi i są wspaniałym materiałem do tego, żeby na jej bazie stworzyć postać. Taka jest funkcja dyplomu, żeby każdy z nas zaprezentował się jak najlepiej. Grając w takie karty, jakie rozdał nam Piotr Ratajczak, mogliśmy zmierzyć się z autentycznymi historiami tych ludzi, ale też dodać trochę swojej krwi do biografii człowieka, który faktycznie istniał, ale z różnych powodów został zapomniany. 

No właśnie - zastanawiam się, dlaczego duża część bohaterów, których zobaczymy w sztuce, została  zupełnie wymazana z kart historii… 

Konrad Żygadło: Każda z tych postaci jest bardzo trudna do sklasyfikowania. Wiemy, że na przykład Ina Benita kolaborowała z Niemcami, więc automatycznie ją skreślamy - tak samo, jak Niewiadomskiego, który był mordercą. Nie przyglądamy się ich rozdarciu wewnętrznemu, a przecież oni mieli jakieś konkretne motywacje, które są obecne także w dzisiejszym świecie. Wydaje mi się, że powinno się dostrzec takie postawy we współczesnym społeczeństwie, zanim zaczniemy je osądzać. 

Jędrzej Hycnar: W sprawie Eligiusza Niewiadomskiego i Gabriela Narutowicza trzeba wziąć pod uwagę to, że Niewiadomski był popychany i szczuty przez prasę i opinię publiczną. Wszystko, co widział, czego słuchał, co czytał, wpłynęło w jakiś sposób na jego postawę i poglądy. To nie jest tak, że był od początku mordercą.

Bardzo mnie interesuje proces budowania Waszych postaci. Domyślam się, że oprócz pogłębionego researchu staraliście się też w jakiś sposób ich oswoić i wytłumaczyć? 

: Pamiętam, jak na pierwszej próbie Piotr wprowadził nas do sali, a tam na stoliku leżał stos książek o tej epoce, o naszych bohaterach, a także o tych postaciach, które z racji objętości ostatecznie nie pojawiły się w spektaklu. 

BL: Pokazywał nam mnóstwo slajdów, filmów i dokumentów, no a potem sami się rzuciliśmy w wir poszukiwań…

JH: Kiedy każdy z nas miał już przydzieloną rolę, skupiliśmy się na pogłębianiu swoich postaci.

BL: Spotkałam się też z dziennikarzem, Markiem Telerem, który obecnie pracuje nad nową książką poświęconą różnym postaciom, w tym także Inie Benicie. Autor analizuje w niej ostatnie czterdzieści lat jej życia, o których dotąd nikt nie wiedział. To było bardzo inspirujące spotkanie. A pod koniec listopada spotykam się z wnukiem Iny Benity! Wciąż ciągnie nas do dalszych poszukiwań - tym bardziej, że te historie są coraz bardziej fascynujące. 

: Ja dotarłem do materiałów wideo wnuczki Bolesława Piaseckiego, która w dużej mierze kontynuuje jego przedwojenne idee z czasów ONR-u. Ona jest - jak sama o sobie mówi - narodową feministką. Ma to pewną ciągłość historyczną - postawy naszych bohaterów w jakiś sposób mają odbicie w naszych czasach i to jest najbardziej ciekawe w całym tym przedsięwzięciu. Wiadomo, że jak każdy z nas ma siedem, czy osiem minut na swoją etiudę, to nie przedstawi na scenie całej złożoności swojej postaci. Będzie to bardziej zachęta dla widzów do dalszej lektury i poszukiwań. 



Barbara Liberek jako Ina Benita 


Jestem bardzo ciekawa, jak Wasz spektakl będzie skonstruowany. Wiadomo, że część przywoływanych w sztuce postaci łączyły różne relacje i zażyłości. Na scenie zobaczymy ich w interakcjach, czy będą to raczej osobne, niepowiązane ze sobą monologi?

JH: Konstrukcja spektaklu wygląda w ten sposób, że z przodu jest zawsze osoba, która ma za zadanie opowiedzieć historię swojego bohatera, a w tym czasie wszyscy inni skupiają się na tym, żeby odtworzyć klimat, albo relację z tą postacią historyczną, o której mowa w danej chwili. 

: Grupa stanowi taką żywą scenografię, która za każdym razem przenosi nas w konkretne miejsca i sytuacje. 

JH: Ale także obrazuje innych bohaterów w różnych relacjach. 

Na scenie zobaczymy jedynie alternatywny obraz Polski międzywojennej, czy jednak będzie też miejsce na dobrze znane sceny rozbawionych elit? 

: Będzie też przestrzeń rozrywkowa. Myślę, że ten klimat oddajemy zarówno w intro, jak i w scenie Iny Benity oraz Marii Morskiej. Atmosfera lat 20. i 30. cały czas unosi się w tym spektaklu i jest ona punktem wyjścia do późniejszych rozważań na temat bardziej skomplikowanych sytuacji poszczególnych jednostek. 

BL: Jest taka jedna scena, o której Piotr (Ratajczak - przyp. aut) nie powiedział. To jest scena z Boya-Żeleńskiego i Krzywickiej. Może Konrad o tym opowie, bo on w spektaklu jest Boyem. 

: Jest to dialog z publicznością, realizowany tu i teraz na scenie, natomiast nie są to wyłącznie wymyślone kwestie - wykorzystaliśmy też fragmenty felietonów Tadeusza Boya-Żeleńskiego i Ireny Krzywickiej. Przy okazji, zauważyłem, że Boy-Żeleński znany jest głównie jako pisarz, tłumacz i krytyk, ale o jego poglądach społecznych nikt nie mówi. Te teksty, które wtedy napisał, brzmią dziś tak, jakby były wzięte z aktualnych numerów Newsweeka lub Wprost.

JH: To są te same postulaty i wartości, co dziś. 

: Tylko w innych realiach. 

Jędrzej, Twój bohater zasłynął przede wszystkim jako sprawca zamachu na ówczesnego prezydenta, Gabriela Narutowicza. 

JH: W scenie, którą odgrywamy razem z Narutowiczem, czyli Damianem Mirgą, bardzo silnie uwydatnia się podobieństwo życiorysów tych dwóch postaci. Tak naprawdę Narutowicz i Niewiadomski mogli się spotkać o wiele wcześniej, mogli wierzyć w podobne ideały, podziwiać tych samych poetów. Jednak w pewnym momencie ich wizje na temat patriotyzmu i myślenia o nowej, niepodległej Polsce się zupełnie rozjechały. 

Niewiadomski początkowo planował zamach na Piłsudskiego. 

JH: Tak, ale kiedy okazało się, że Piłsudski nie startuje w wyborach prezydenckich, cały jego plan upadł. Kiedy dowiedział się, że zastąpi go Narutowicz - a było to wyjątkowo niezgodne z jego przekonaniami - podjął decyzję, że zadziała przeciwko niemu. Najciekawsze jest to, że do samego końca był ze swojego czynu bardzo dumny. Myślę, że dlatego właśnie jest to tak złożona i niejednoznaczna postać. 

Dwudziestolecie międzywojenne to dla współczesnego widza dość odległa epoka. Żyjemy w innych czasach, mamy inne wartości. Zastanawiam się, co widzowie wyniosą z Waszego spektaklu - czy to będzie dla nich tylko ciekawostka historyczna, czy może znajdą tam też jakieś ważne przesłanie? 

BL: Wydaje mi się, że każda z tych postaci reprezentuje bardzo uniwersalne wartości, które są istotne także teraz. Co więcej, widzowie wyjdą z teatru bogatsi o całą masę informacji, o których wcześniej nie mieli pojęcia. Myślę, że to skłoni ludzi do tego, żeby poszukać jeszcze innych źródeł o życiu naszych bohaterów. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że był ktoś taki, jak inżynier Ossowiecki, który przesuwał stoły siłą woli albo się bilokował...

: Myślę, że po tym spektaklu każdy widz będzie inaczej postrzegał czasy naszych dziadków. Nie będzie już patrzył na nie jak na epokę zakurzonej książki kucharskiej i fartuszka babci, która przecież też miała kiedyś dwadzieścia lat, takie same marzenia, jak my i żyła w czasie bardzo podobnej rewolucji kulturowej. 

JH: Kwestie podłoża społecznego i rewolucji kulturowej są tak aktualne, że spokojnie moglibyśmy zagrać ten spektakl także na współcześnie, bo porusza te same problemy, którymi żyjemy dzisiaj - no, może poza wojną. 

BL: Przejmujące jest też to, że dwudziestolecie międzywojenne to był taki krótki okres. Aż trudno uwierzyć, jak wiele wydarzyło się przez ten czas i jak bardzo było to dynamiczne i intensywne! Mam wrażenie, że ludzie wtedy czerpali z życia garściami, jakby już przeczuwali, że ich spokój nie potrwa długo...



Jędrzej Hycnar jako Eligiusz Niewiadomski 


***

fot. Marek Zimakiewicz

Premiera: 9 listopada 2019 r.

Spektakl dyplomowy studentów IV roku
Kierunku Aktorstwo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz