wtorek, 5 listopada 2019

Między piekłem a niebiem. "Ustawienia ze świętymi, czyli rozmowy obrazów" na scenie Collegium Nobilium


Wbrew temu, co sugeruje tytuł, spektakl Ustawienia ze świętymi, czyli rozmowy obrazów nie traktuje wcale o losach słynnych męczenników. Tak naprawdę sylwetki świętych są tu tylko pretekstem do rozmowy o zwykłych ludzkich dramatach. Sztuka Agaty Dudy-Gracz to misterna układanka złożona z zupełnie odrębnych historii, które razem tworzą kolaż przedstawiający najgorsze cechy ludzkiej natury. Święci pojawiają się na scenie w dość spektakularny sposób, ale szybko z niej znikają, żeby zdobić miejsce bohaterom dnia codziennego. Jeżeli więc spodziewaliście się trzygodzinnej tyrady o cierpieniach Joanny d’Arc czy Ojca Pio, to uspokajam - ta opowieść daleka jest od świętości. Czeka Was za to niezwykle pouczająca wycieczka po najmroczniejszych zakątkach piekła. Pytanie, czy jesteście na to gotowi?

Przyznaję, nie spodziewałam się tak silnego ładunku emocji. Po rozmowie z reżyserką i aktorami miałam w głowie jakieś wyobrażenie na temat tego przedstawienia, ale szybko okazało się, że bardzo odbiegało od rzeczywistości... Agata Duda-Gracz w wywiadzie udzielonym mi przed premierą Ustawień ze świętymi wyraźnie podkreślała, że to będzie spektakl o świętości powszedniej, o zwykłych ludziach i ich zwykłych problemach. Nie wiem, dlaczego po tych informacjach nie zapaliła mi się w głowie czerwona lampka z napisem "Uwaga, sztuka ciężkiego kalibru". Fakt, nie znałam jeszcze stylu pracy tej reżyserki i nie odkryłam jej doskonałego zmysłu psychologicznego. No cóż, teraz już znam i muszę przyznać, że zdecydowanie nie byłam na to przygotowana. Z drugiej strony, trudno się przygotować na tak przejmujący obraz rzeczywistości, choć przecież poszczególne sceny są uderzająco znajome. Agata Duda-Gracz faktycznie nie odkryła przed widzami żadnych prawd objawionych - o tym, co widzimy na scenie, wiedzieliśmy już wcześniej. Skoro tak, to dlaczego zabolało? Zazwyczaj staram się trzymać emocje na wodzy, ale w tym przypadku nawet nie starałam się udawać, że daję radę. Początkowy śmiech szybko ustąpił miejsca przerażeniu, bo spektakl momentami napawa autentyczną grozą. W trakcie niektórych scen płakałam jak bóbr - sama nie wiem, czy nad bohaterami, czy nad samą sobą... To było niezwykłe doświadczenie i choć wyszłam z teatru chwiejnym krokiem, umęczona do nieprzytomności, to oświadczam z całą mocą - dawno nie widziałam na scenie tak wspaniałego przedstawienia.

(Wywiad z Agatą Dudą-Gracz i aktorami przeczytasz tutaj).




Sztuka składa się z dziewięciu miniatur, które poprzedza bardzo widowiskowe intro. Zanim widzowie zajmą miejsca na widowni, czeka ich wizyta w galerii obrazów przedstawiających sylwetki dwudziestu świętych. Na scenę wkraczamy ze zniczami w ręku i odurzeni wonią kadzideł rozpoczynamy szybką wycieczkę śladami znanych i mniej znanych męczenników. Mamy tu np. Anioła Stróża (Dorota Bzdyla), Świętego Walentego (Karolina Szeptycka), Papieżycę Joannę (Barbara Liberek), czy Lucyfera (Piotr Kramer), ale także Świętą Godolewę (Arina Piskovskaja) oraz Pięciu Świętych Braci Polaków (Sebastian Figat), o których istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Nie obowiązują żadne zasady dotyczące sposobu zwiedzania. Możecie krążyć w kółko, przystając co jakiś czas przy wybranym portrecie, albo przycupnąć w jednym miejscu i obserwować poszczególne wydarzenia z bezpiecznej odległości. Rekomenduję jednak tę pierwszą opcję, bo chowając się w kącie nie usłyszycie, co mówi każda ze świętych postaci. Przygotujcie się na niecodzienny eksperyment, podczas którego obrazy będą zaciekle walczyć o Waszą uwagę, czarując Was uśmiechami, śpiewając i wyciągając do Was ręce. Brzmi trochę dziwnie, ale to naprawdę ciekawe doświadczenie. Co więcej, macie rzadką okazję przekroczyć granicę, jaka zwykle dzieli publiczność i artystów, stanąć na scenie i przyjrzeć się odtwórcom z bardzo bliskiej odległości. Początkowa interakcja z aktorami istotnie wpływa na dalszą percepcję spektaklu, dlatego zachęcam do krążenia wśród obrazów, słuchania i odwzajemniania uścisków - w granicach zdrowego rozsądku, rzecz jasna... Zauważyłam, że po takim seansie zwierzeń niektóre z postaci stają się widzom bardzo bliskie, a to z kolei sprawia, że kolejne sceny z ich udziałem uderzają do głowy z jeszcze większym impetem. 




Wizytę u świętych mamy z głowy - czas na historie z naszego podwórka. Agata Duda-Gracz stworzyła mozaikę z różnych pozornie niezwiązanych ze sobą scen. Mamy np. rozśpiewaną pielgrzymkę żelaznych dziewic, grupę chuliganów, którzy leją po mordzie każdego, kto choć trochę odstaje od ich standardów "normalności", bobasa - faszystę siejącego terror w piaskownicy, a także parę gejów, którzy chcą się kochać na przekór całemu światu. Widzimy powolny rozpad małżeństwa, ogromny kryzys w relacji matki i córki, a nawet wiejski pogrzeb, który kończy się nieoczekiwanym wskrzeszeniem. W niemal każdej z tych opowieści pojawia się ból, strata i ogromne poświęcenie. Reżyserka pokazuje, że właściwie wszyscy mamy coś wspólnego ze słynnymi ikonami świętych, bo czasem nasza walka o miłość, rodzinę lub idee urasta do rangi prawdziwego męczeństwa...




Spektakl jest doskonale zagrany, a każda ze scen to aktorski majstersztyk. Nie ma tu żadnych słabych momentów, ani nawet drobnych niedociągnięć. Jestem pełna podziwu dla całej obsady, bo każdy z młodych artystów dał z siebie 100%, dzięki czemu na scenie zobaczyłam wiele wspaniałych,  bardzo dojrzałych ról. Szczególny zachwyt wzbudziła we mnie Kaja Kozłowska w duecie z Katarzyną Obidzińską w dialogu matki i córki, a także Natalia Jędruś i Piotr Kramer w scenie nowożeńców. Istną petardą była jednak scena pogrzebu. Basia Liberek, Jędrzej Hycnar, Bartosz Bednarski i Elżbieta Nagiel rozwalili system. Wciąż brak mi słów i chyba jeszcze długo ich nie znajdę... 




Przedstawienie Agaty Dudy-Gracz to doskonale skrojony dramat psychologiczny, który trzyma w napięciu od początku do końca. Każda ze scen porusza jakąś strunę, skłania do przemyśleń i długo nie daje o sobie zapomnieć. Spektakl jest zdumiewająco życiowy i boleśnie prawdziwy. W tej galerii różnorodnych postaci z całą pewnością znajdziecie jakiś fragment swojego życia. Przeżyłam ponad trzygodzinne męczeństwo w wersji super hard, ale to było wspaniałe cierpienie. Dawno nie czułam się tak sponiewierana psychicznie  i zachwycona jednocześnie. To bez wątpienia jeden z najlepszych spektakli, jakie oglądałam na przestrzeni ostatnich lat.



fot. HaWa / Festiwal Łódź Czterech Kultur

Spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydziału Aktorskiego specjalności aktorstwo

Spektakl jest koprodukcją Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie oraz Festiwalu Łódź Czterech Kultur

materiały prasowe - Teatr Collegium Nobilium 
tcn.at.edu.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz