niedziela, 16 kwietnia 2017

Niedźwiedź się żeni, czyli Czechow w Teatrze Polonia


"Czegoś takiego jeszcze na scenie nie widziałam" - odważyłam się powiedzieć głośno podczas pierwszej przerwy, nie bardzo wiedząc, do kogo tak naprawdę adresuję te słowa. Po mojej lewej stronie siedziała sympatyczna, rozbawiona do łez starsza pani. Po prawej stronie miałam poważną bizneswoman, która - jak się okazało z krótkiej, zdawkowej rozmowy - przyjechała do stolicy na jakąś rozpaczliwie nudną konferencję i postanowiła umilić sobie wieczór spontanicznym wyjściem do teatru. Mimo różnicy pokoleniowej, jaka dzieliła naszą trójkę, chyba obie damy przyznałyby mi rację, że nie mogłyśmy lepiej trafić. Wygrałyśmy ten wieczór - każdej z nas trafiło się najlepsze miejsce tuż przy scenie i tym samym, miałyśmy aktorów na wyciągnięcie ręki. Wszystkie byłyśmy zgodne także co do jednej, zasadniczej kwestii - Czechow w wykonaniu tak wybitnych artystów, jak Stuhr, Janda czy Gogolewski, to przepis na murowany, teatralny sukces.

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że zbyt wiele jest w życiu dramatów, żeby jeszcze oglądać je na scenie. Choć generalnie ten gatunek należy do moich ulubionych, najchętniej oglądanych i analizowanych z największym zaangażowaniem, na jakie mnie stać, czasem przychodzi taki moment, gdy czuję, że nie zniosę kolejnej tragedii ludzkiej, która choć rozgrywa się na deskach teatru, to będzie żyła w mojej głowie jeszcze długo po zakończeniu spektaklu. Każdy spektakl przeżywam bardzo emocjonalnie - może nawet zbyt emocjonalnie - i czasem brakuje mi dystansu do historii oglądanych na deskach teatru... Dlatego mając do wyboru kolejny przejmujący dramat, pełen cierpienia i bólu psychicznego, tym zdecydowałam się na wieczór z trzema zabawnymi mini-utworami Czechowa.

Wybór spektaklu nie był przypadkowy. Po pierwsze, Czechow to mój ukochany dramaturg - chyba nikt w tak prosty i oszczędny sposób nie obnażał prawdy o ludzkiej naturze. Po drugie - każda okazja jest dobra, by znowu zobaczyć na scenie fenomenalną Krystynę Jandę. Warto też wspomnieć, że "32 omdlenia" to sztuka wyjątkowa - spektakl złożony z trzech jednoaktówek powstał, by uświetnić 40-lecie pracy artystycznej Jerzego Stuhra. I choć wieczór miał z założenia należeć do tego aktora, na scenie triumfowała cała trójka artystów. Ciężko bowiem wydobyć jedną gwiazdę z grona tak wybitnych osobistości...

Reżyser, Andrzej Domalik, stworzył teatralną mozaikę, na którą składają się takie utwory Czechowa, jak: "Niedźwiedź", "Oświadczyny" i "Historia zakulisowa". Każda z trzech, zupełnie różnych od siebie sztuk jest satyrą na ludzkie miłostki, romanse, amory... Dramaturg wyjątkowo celnie punktował śmieszność ludzi w swych miłosnych zapędach, powierzchowność i nietrwałość uczuć, a także chciwość i materializm - cechy, które skłaniały ludzi do zaślubin skuteczniej, niż fala miłosnych uczuć i romantyczne podchody... W dużym skrócie można powiedzieć, że dawniej ludzie żenili się nie z wybraną przez siebie drugą połówką, ale z imponującym domostwem, trzodą, akrami ziemi... Dzieła Czechowa są namacalną dokumentacją tego, jak ludzie dawniej podchodzili do związków - zadaniowo, praktycznie, perspektywicznie, z nastawieniem na korzyści i całkowitym pominięciem sfery emocjonalnej. Czechow baczne obserwował te pseudomiłosne i wyrachowane gierki, a następnie opisywał je z dużą dozą ironii i humoru. 


"Niedźwiedź" to przewrotna historia wdowy, którą niespodziewanie odwiedza wierzyciel zmarłego męża, domagając się natychmiastowego spłacenia długu. Awantura przybiera zaskakujący bieg i jak to bywa u Słowian, zaczyna się nienawiścią, a kończy miłością. Nie zabrakło tam jednak momentów grozy, gdy grubiański i prostacki Smirnow (Stuhr) wyzywa wystraszoną i bezradną Helenę Popową (Janda) na pojedynek. Wydaje mi się, że rola Popowej, w którą wcieliła się Krystyna Janda, była jej najlepszą kreacją tego wieczoru. Aktorka mistrzowsko pokazała spektrum najróżniejszych emocji swojej bohaterki - od smutku, przez wściekłość, aż po uniesienia miłosne. Piękna, czarna suknia z trenem podkreślała dramatyzm i budowała niezwykły klimat opowiadanej historii. 

"Oświadczyny" przezabawna opowieść o pewnym życiowym fajtłapie - hipochondryku, który pewnego dnia postanawia ustatkować się i poprosić o rękę córkę swego sąsiada, zamożnego właściciela ziemskiego. W sztuce aż roi się od przezabawnych żartów sytuacyjnych i nagłych, komicznych zwrotów akcji. W postać gospodarza wciela się mistrzowsko Ignacy Gogolewski. Jerzy Stuhr jako nieporadny zalotnik bawi widownię do łez, a Krystyna Janda w roli niepokornej Natalii doskonale dopełnia ten komiczny obrazek. Muszę przyznać, że "Oświadczyny" spośród wszystkich trzech sztuk podobały mi się najbardziej, a Stuhr przeszedł tam samego siebie - nawet Krystyna Janda nie była w stanie zachować powagi i patrząc na swojego kolegę, tak żarliwie wcielającego się w rolę, wybuchnęła śmiechem.


Wieczór z Czechowem zamyka "Historia zakulisowa". Tu wisienką na torcie jest monolog Jerzego Stuhra na temat roli teatru i aktora w kulturze na przestrzeni lat, a także o drastycznemu spłyceniu percepcji sztuki przez publiczność. W pewnej chwili aktor wychodzi z roli i staje przed publicznością, jako on sam. Mistrzostwo. Choć nie da się ukryć, że Stuhr w każdej ze sztuk grał popisowo, ta ostatnia jednoaktówka w całości należała do niego. 

Krystyna Janda nieodmiennie zachwyca w każdej z trzech kreacji scenicznych - i choć najwspanialszą rolą była wspomniana postać wdowy, Heleny Popowej, to zarówno jako zbuntowana córka zamożnego dziedzica, a także jako zmanierowana diwa sceny teatralnej wypadła zachwycająco.


Moim idolem tego wieczoru był jednak Ignacy Gogolewski... Och, jak wielką ma w sobie siłę wyrazu ten aktor! Jak wielką, zapomniany już styl prezentuje... Wystarczy, że wyjdzie na scenę i przejdzie się po niej drobnym kroczkiem, mamrocząc pod nosem, a widz już wie, że przepadł, że aktor skradł jego serce. Podziwiałam grę Ignacego Gogolewskiego z nieskrywanym zachwytem, bo ten artysta symbolizuje na scenie wszystko, co to, co w teatrze najpiękniejsze, a czego się już na współczesnych scenach nie ogląda. Legenda, wspaniały talent i ogromna klasa. 

Trzy genialne utwory Czechowa w wykonaniu tak wybitnego, aktorskiego tria to popis mistrzowskiego aktorstwa w najlepszym wydaniu. Spektakl Andrzeja Domalika tylko potwierdził wysoki poziom i wielki kunszt artystyczny, jaki reprezentuje scena Teatru Polonia. "32 omdlenia" to piękna, sentymentalna podróż do czasów, gdy teatr pełen był niepowtarzalnego charakteru, którego próżno szukać na współczesnych scenach...


zdjęcia, materiały - Teatr Polonia/ Fundacja Krystyny Jandy na Rzecz Kultury
http://teatrpolonia.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz