poniedziałek, 24 marca 2014

Tam, gdzie rosną stokrotki


Piję popołudniową kawę. Jest 15:30. Dla mnie ta godzina nie ma większego znaczenia, ale może gdzieś po drugiej stronie kuli ziemskiej zdarzyło się właśnie coś, co zmieniło życie jakiegoś człowieka... Ile osób zginęło dziś w Syrii? Jak to jest zasnąć we własnym państwie, a obudzić się w zupełnie obcym? Czy każdy zaślepiony władzą polityk może zagarnąć cudze ziemie jednym podpisem na dokumencie? Na tym dzisiaj polega demokracja? I co ja mogę zrobić, siedząc w swoim mieszkaniu, przy filiżance kawy i pisząc ten tekst? Nic. Mogę go napisać do końca, puścić w eter, udostępnić parę razy. Tak walczą ze złem przywódcy potężnych państw. Ćwierkają na Twitterze. A ludzie umierają dalej.


Wczoraj celebrowałam wiosnę w pobliskim parku, rozłożona w nonszalanckiej pozie, na całej długości ławki, z trampkami do słońca. Wzięłam ze sobą zaległą prasę i dwie książki, które od dłuższego czasu ciążą mi na sumieniu, ale nie przeczytałam nawet linijki. Słońce absorbowało całą moją uwagę - tak długo się nie widzieliśmy... 18 stopni na rozgrzanym trawniku to prawie 25! Zdjęłam kurtkę i pozwoliłam promieniom na pierwszy, ciepły dotyk. Mogłabym tak siedzieć godzinami, aż komary pożarłyby mnie w całości. Tak, komary też już wróciły. To bezsprzeczny dowód na to, że wiosna nadeszła, a wiatr pachnie nawet trochę latem...

Początek wiosny zawsze zwiastuje początek czegoś nowego - pisałam już o tym wielokrotnie. W pierwsze wiosenne dni cała Polska biega w parkach. Ludzi jest jakby więcej. Nagle okazuje się że wymarłe zimą osiedle jest przepełnione dziećmi, których wcześniej tu nie było, albo były, ale zupełnie bezwolne, niezauważalne dla kogoś takiego jak ja - a teraz okazuje się, że chodzą samodzielnie, drą się bez opamiętania i tratują ludzi na hulajnogach. Czas pędzi, mimo, że na co dzień tego nie zauważamy. Sympatyczny pan z mojej klatki nazywany przeze mnie po prostu "panem z trzema psami" mniej się uśmiecha. Zapytany gdzie reszta psiej "drużyny", odparł, że pozdychały ze starości. Kiedy? Chyba jeszcze wczoraj je widziałam - a może to było miesiąc temu? Straszne te słowa "zdechnąć" i "starość". Zwierzęta nie powinny zdychać, tylko umierać, jak ludzie. A ludzie nie powinni zdychać jak zwierzęta. Co to za świat - ten straszny świat, w którym żyjemy?

Każdy polityk chce pokoju na świecie - a przynajmniej takie słowa zwykle padają z ust kandydatów na wiecach przedwyborczych. Wybory polityczne zawsze przypominają wybory miss - politycy stają się nagle piękni, pozują w najlepszych garniturach i sprzedają ludziom heroiczne mowy o braku wojen, eliminacji wszelkiego zła, głodu i terroryzmu, szczepionkach na raka, zdrowiu i wszelkiej szczęśliwości. Matko, gdyby z tych wszystkich deklaracji spełniło się chociaż kilka, cały świat byłby oazą spokoju i dostatku. Obietnice bez pokrycia - ile osób się na to nabrało? Mnóstwo. A ilu ludzi wciąż w to wierzy? Mnóstwo. Dlaczego? Bo lubimy słuchać takich sielskich scenariuszy, nawet, jeżeli w głębi ducha wiemy, że nikt ich nigdy nie zrealizuje... 

Podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. To by oznaczało, że Ukraina nie ma ich zbyt wielu... Putin bierze wszystko to, co chce i robi to w zawrotnie szybkim tempie - nawet jak na niego. Nie, wcale nie trzeba dziś rozlewu krwi, żeby połączyć ze sobą państwa jak klocki LEGO. Wola mieszkańców jest jakby drugorzędna - choć referendum pokazało przecież, że Rosjanami chce być każdy. Na tak było więcej Ukraińców, niż w rzeczywistości istnieje, ale to nic. Wszystko już podpisane i klepnięte, Krym jest Rosją. Kto następny? Mieszkańcy Mołdawii drżą na samą myśl o wszechmocnym carze - może i my powinniśmy się obawiać? Tylko czy to w ogóle trafia do nas - wizja wojny, rozbiorów, rosyjskiej potęgi? Nie, zupełnie. To, co się tam dzieje, to jakiś dziwny serial, puszczany każdego wieczoru zamiast Wiadomości. To nie może być prawdą, bo przecież w rzeczywistości takie rzeczy się nie dzieją. W rzeczywistości nie da się zasnąć w Polsce, a obudzić w Rosji... Prawda?

Świat jest zaniepokojony. Bardzo słusznie zresztą. Trwają walki na Twitterze, długie rozmowy telefoniczne,  a obywatele dzielnie udostępniają kolejne gorące newsy. Oprócz tego będą sankcje - ktoś kogoś wywali ze znajomych, pozbawi wizy i zablokuje kieszonkowe w bankach. Źli chłopcy mają jednak to do siebie, że każdy ruch planują z wyprzedzeniem. Dlatego Putin na pewno przeżyje bez Obamy na Facebooku, do Stanów nigdy go nie ciągnęło, a kieszonkowe ma schowane w skarpecie i na pewno starczy mu do końca życia. Ponadto Kreml jest nudny, przydałoby się zrobić jakąś rebelię, pobawić się w wojnę, wziąć sobie kawałek Ukrainy... Gdzie są ci wielcy mężni politycy, którzy wieścili pokój światu? Gdzie są organizacje szczycące się tym, że dbają o prawa człowieka i chronią go przed wszelkim złem i występkiem? Są i martwią się nie na żarty - sprawdźcie to na Twitterze. 

Teraz, kiedy nikt nie wie, co robić, oczy wszystkich zwrócone są na Waszyngton. Świat liczy, że Stany wezmą Putina za łeb, potrząsną nim parę razy i sprowadzą na ziemię. Tylko dlaczego właściwie tego oczekujemy? Bo Obama obiecywał kiedyś, dawno temu, że się nie zgodzi na takie krzywe akcje? Bo Stany są potęgą, może nie najpotężniejszą w obecnych czasach, ale zawsze to coś? Ile razy świat wierzył w obietnice polityków? Mnóstwo. Ile razy politycy dali ciała? Mnóstwo. Łatwo jest deklarować gotowość do walki, kiedy wokoło panuje pokój. Barack Obama to niewątpliwie najzagorzalszy pacyfista naszych czasów. Niestety, pacyfizm w rozumieniu obecnego prezydenta USA oznacza postawę "nie idę tam gdzie mnie nie chcą". A przecież miało być tak pięknie - Stany miały być aniołem stróżem wszelkich istnień ludzkich, miały bronić humanitarnych ideałów. Obama tak gorliwie deklarował chęć naprawy całego świata, a wygląda na to, że dba tylko o pokój na własnym podwórku. 

Okazuje się, że za heroizmem amerykańskiego przywódcy stoi drobna kobieta o wielkim sercu, ale, niestety, niewielkich możliwościach. Słowa, które wygłaszał wielokrotnie Obama o braku tolerancji dla cierpienia i krzywd na świece, w rzeczywistości płynęły z ust Samanthy Power, obecnej ambasadorki USA przy ONZ, pełniącej swego czasu rolę doradcy prezydenta. O tym, że sam Obama nie czuje problemu, świat mógł się przekonać wielokrotnie, m.in, podczas Arabskiej Wiosny (ok, Stany w końcu zareagowały, ale nie od razu i znowu za inicjatywą Power), przy okazji rebelii w Syrii (były obietnice pomocy, ale tylko tyle), a mordy w Darfurze jakby w ogóle nie zostały przez USA zauważone. I tyle. Moglibyśmy teraz krzyknąć "Samantha na prezydenta", ale prezydent jest jeden, a do działania mu się nie spieszy. Nie tylko Obamie zresztą. Europa od tygodni głowi się jak interweniować w sprawie Ukrainy, żeby nie interweniować za bardzo... 

Podziwiam Samanthę Power, zresztą nie tylko ja. Dawno temu, zanim boleśnie przekonała się na własnej skórze, że czasem (często) szlachetne ideologie napotykają na gruby mur, napisała książkę "Problem z piekła rodem - Ameryka i wiek ludobójstwa", za którą dostała Pulitzera. Od lat krytykuje bierność Stanów względem okrucieństw świata. Obnażyła wiele słabych stron polityki USA. Mogłaby wiele, gdyby ktoś chciał jej wysłuchać, ale słuchać nie chce nikt. Bo zdaniem wielu wysokich rangą "ekspertów od spraw najważniejszych", Power nic nie rozumie. Bo jakby rozumiała, to by siedziała cicho. Bo Putin to jednak, jakby nie patrzeć, sierdzący temat. Bo czasem lepiej się zamknąć i udać, że sprawy nie ma. To też jest, w pewnym sensie, polityka pokojowa. Niech weźmie sobie, co chce, może nas nie ruszy...

Wróćmy do tego wczorajszego popołudnia, na ławkę zalaną słońcem. Czy kiedy dzień jest taki piękny, ktoś myśli o wojnach? Czy grzejąc się wczoraj w promieniach słonecznych, myślałam o Ukrainie, rebelii w Syrii i o wszystkich problemach ludzkości? Nie. Stokrotki zakwitły na łące, woda odbijała słoneczne światło a moje myśli płynęły daleko, w stronę wakacji i wymarzonych podróży, a nie w kierunku miejsc masowych zbrodni. Czyli jednak tak łatwo zapomnieć. "Sama nie zbawisz świata" - wielokrotnie to słyszałam. Tak to prawda, sama nie dam rady. Nie tacy jak ja próbowali. Tylko czasem o tym myślę i nie mogę zrozumieć, dlaczego ci, którzy by mogli, zasnęli snem nieświadomych. Zrobiło się zimno, wstałam z ławki. Jak dobrze, że mogę tak beztrosko żyć - tam gdzie kwitną stokrotki, gdzie słońce oblewa promieniami taflę jeziora, a nie kałuże krwi. Gdzieś znowu zginęli ludzie, gdzieś pachnie wiosną. Po drodze kupiłam wielki bukiet tulipanów i niespiesznie wróciłam do domu.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz