piątek, 19 kwietnia 2019

(Nie)pamięć. Spektakl "Nim odleci" na scenie Teatru Współczesnego w Warszawie


Doskonale Pamiętam, jak wielkie wzruszenie wywołał we mnie spektakl Ojciec na scenie warszawskiego Teatru Ateneum. Bohaterem przejmującego dramatu Floriana Zellera jest starszy człowiek chory na  Alzheimera. W utworze widzimy świat jego oczami - w ten sposób autor pokazał widzom całkowitą bezradność i zagubienie głównego bohatera. Ta sama problematyka zawarta jest w kolejnym z dzieł tego pisarza - dramacie Nim odleci.  Polska prapremiera tej sztuki odbyła się w listopadzie ubiegłego roku na scenie Teatru Współczesnego w Warszawie. Spektakl z miejsca zdobył moje serce, a zasługa w tym przede wszystkim wspaniałej obsady. Rola André w wykonaniu Krzysztofa Kowalewskiego porusza do głębi i pozostaje w pamięci jeszcze długo po obejrzanym spektaklu...

Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po obejrzeniu Ojca: skąd u tak młodego pisarza pomysł, by pisać o przemijaniu? Kiedy Zeller skończył tę sztukę, miał zaledwie 32 lata, a jego podejście do tematu starości i choroby Alzheimera było już wtedy nad wyraz dojrzałe. Domyślam się, że tematyka musi być mu w jakiś sposób bliska, skoro po czterech latach zdecydował się poświęcić jej kolejny utwór. Nim odleci ma wiele cech wspólnych z Ojcem. Autor nadał swoim bohaterom te same imiona i obarczył ich tymi samymi problemami. Sposób narracji w Nim odleci także do złudzenia przypomina Ojca - widz śledzi wydarzenia z perspektywy głównego bohatera. Mimo tak wielu podobieństw, w każdym z utworów Zeller skoncentrował się na innym motywie przewodnim. W Ojcu kluczowa jest relacja ojca i córki, natomiast w sztuce Nim odleci pisarz skupił się głównie na temacie miłości małżeńskiej. 

Sztuki Floriana od wielu lat cieszą się ogromną popularnością na całym świecie. Skąd ten fenomen? Francuski dramaturg dogłębnie bada ludzką psychikę i stawia brutalnie szczere diagnozy na temat naszych myśli, uczuć i postępowania. W swoich utworach koncentruje się głównie na związkach i relacjach rodzinnych. O ważnych i nierzadko także trudnych tematach pisze w bardzo przejrzysty i czytelny sposób. Wyjątkowość jego utworów polega też na tym, że Zeller pozostawia czytelnikowi wiele wolnej przestrzeni na swobodną interpretację i możliwość autentycznego wczucia się w tragedie bohaterów, poprzez śledzenie wydarzeń z ich perspektywy.

Spektakl Nim odleci w reżyserii Macieja Englerta to doskonały, niepokojący dramat psychologiczny, który nie daje jednoznacznych odpowiedzi, ale skłania widza, żeby samodzielnie podjął próbę interpretacji treści tego utworu. W obsadzie znaleźli się doświadczeni artyści Teatru Współczensego, którzy świetnie odnaleźli się w zagmatwanej i nieoczywistej konwencji utworu Zellera. To właśnie dzięki Marcie Lipińskiej, Agnieszce Pilaszewskiej i Krzysztofowi Kowalewskiemu spektakal zyskał niepowtarzalny kształt i niepokojącą głębię.




Fabuła "Nim odleci" jest równie abstrakcyjna i nieoczywista, jak historia przedstawiona w "Ojcu". Widz od początku do końca nie jest pewien, które wydarzenia miały miejsce naprawdę, a które są jedynie wytworem wyobraźni głównego bohatera. André (Krzysztof Kowalewski) zastajemy w jego wielkim i bardzo okazałym domu wraz z córką, Anne (Monika Krzywkowska). Z ich rozmowy (a raczej monolog, bo starszy pan uparcie milczy, pogrążony we własnych myślach) można wywnioskować, że stało się coś bardzo poważnego. Kobieta martwi się o ojca - jak poradzi sobie w tak dużej posiadłości zupełnie sam? Na domiar złego, starszy pan sprawia wrażenie, jakby nie zdawał sobie sprawy z zaistniałej sytuacji. Podobnie zdezorientowany czuje się widz, kiedy jest już prawie pewien, że André został właśnie wdowcem. W kolejnej scenie widzimy jednak całą i zdrową żonę głównego bohatera, Madeleine (Marta Lipińska), która krząta się po kuchni, przygotowując grzyby na obiad. Musicie uzbroić się w cierpliwość, bo pytanie "o co tu właściwie chodzi?" będzie Was dręczyło niemal przez cały czas trwania spektaklu... 

Przyczyną zamieszania jest zaburzona chronologia. Autor w swoim dramacie żongluje wydarzeniami, przedstawiając je w zupełnie przypadkowej kolejności. Jest to celowy zabieg, dzięki któremu możemy w pewnym sensie wniknąć w umysł starego człowieka i spojrzeć na otaczający świat jego zagubionymi oczami. Rzeczywistość, którą widzimy na scenie, jest mocno przeflitrowana przez umysł André - dawniej cenionego pisarza, dziś odrobinę zdziecinniałego starszego pana z wieloma lukami w pamięci. Nie ułatwia to zadania widzom, zmuszonym uważnie śledzić każdy gest aktorów w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek, które choć trochę przybliżyłyby ich do rozwiązania tej dziwnej zagadki. 




Nie ma chyba większego bólu niż strata ukochanej osoby. Trudno patrzeć na zagubionego, niezrozumianego przez bliskich staruszka, który żyje własnymi wyobrażeniami, nie przyjmując do wiadomości, że otaczająca go rzeczywistość uległa nieodwracalnym zmianom. Jedynym prawdziwym wsparciem André była zawsze jego ukochana żona, która cierpliwie znosiła dziwactwa swojego męża. Teraz gdy jej nie ma (?), bezpieczny świat głównego bohatera zaczyna chwiać się w posadach... Nie bez powodu w treści sztuki pojawia anegdotka na temat pewnego starszego małżeństwa, które zameldowało się w hotelu jedynie po to, żeby wspólnie popełnić samobójstwo. Choć brzmi to niezwykle tragicznie, czasem jednoczesna śmierć to dla kochającej się starszej pary jedyny sposób na uniknięcie samotności i cierpienia po stracie drugiej osoby. 

W sztuce poruszony jest też problem międzypokoleniowych różnic i wynikających z tego problemów z komunikacją. Szczególnie widać to w scenach rozmów André z młodszą córką, Elise (Barbara Wypych), która na zaburzenia pamięci ojca reaguje z ogromną irytacją. To jednak nic w porównaniu z apogeum bezduszności, jakie reprezentuje swoją postawą partner Elise (Michał Mikołajczak). Mężczyzna jest agentem nieruchomości i za wszelką cenę chce sprzedać dom André. Chłopak nie sili się nawet na dyskrecję w stosunku do starszego pana, prowadząc przy nim rozmowy telefoniczne  z potencjalnym nabywcą budynku. Anne, która jako jedyna z całej rodziny przejawia jeszcze ludzkie instynkty, usiłuje wytłumaczyć choremu ojcu, że jedynym wyjściem z sytuacji jest umieszczenie go w specjalistycznym ośrodku. 





Wielkim atutem spektaklu jest wspaniała obsada. Maciej Englert zaangażował do swojego spektaklu najlepszych artystów z zespołu Teatru Współczesnego. Na wyjątkowy zachwyt zasługuje mistrzowski duet Marta Lipińska & Krzysztof Kowalewski. Aktorzy nieraz już mieli okazję wcielać się w rolę rozczulającego małżeństwa, jednak ich kreacje w spektaklu Nim odleci są zdecydowanie inne - bardzo głębokie i emocjonalne. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie gra Pana Krzysztofa, którego dotąd kojarzyłam głównie z ról komediowych. Rolą André aktor pokazał, że potrafi też wzruszać. Żal na widok zagubionego staruszka dławił mnie od pierwszych minut, ale do połowy spektaklu trzymałam się dzielnie. W drugiej części sztuki tamy puściły - nie byłam w stanie powstrzymać łez...




Nim odleci to piękna, bardzo smutna opowieść o przemijaniu i o miłości silniejszej niż śmierć. Kolejny raz przekonałam się, że Florian Zeller to niekwestionowany znawca ludzkich umysłów. Choć spektakl traktuje o jesieni życia i towarzyszącej jej samotności, to gwarantuję, że sztuka poruszy widzów w każdym wieku. Wspaniała gra aktorów Teatru Współczesnego sprawia, że spektakl Macieja Englerta jest niezapomnianym teatralnym przeżyciem. 





fot. Magda Hueckel

Materiały prasowe - Teatr Współczesny w Warszawie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz