To właśnie ten moment, kiedy dwie z pozoru tak różne osobowości stają sobie na drodze i nagle okazuje się, że wcale nie dzieli ich przepaść światopoglądowa, że mają wiele wspólnych zainteresowań, że obie lubią kupować w tych samych sklepach, piją te same drinki, kochają te same książki i cierpią z miłości w tym samym czasie.
Potem odkrywają, że mają okres w tym samym dniu miesiąca, noszą ten sam rozmiar stanika, kochają te same filmy i obie marzą o tym samym, chociaż, gdyby je teraz zapytać, o czym właściwie marzą, żadna z nich nie umiałaby tego sprecyzować. One wiedzą, a Wy i tak nic nie zrozumiecie… Masłowska tak opisuje to zjawisko w swojej najnowszej książce „Kochanie, zabiłam nasze koty”:
„(...) Właściwie z miejsca śmiertelnie się zaprzyjaźniły, i przegadały cały wieczór, chodząc dokładnie w tę i z powrotem po Royal Barber Street, nie mogąc zupełnie się rozstać („i sama rozumiesz, ona miała na sobie wtedy taką niebieską sukienkę z weluru, zresztą welur prędko się przeciera”, „a propos niebieskiego, jedne niebieskie dresy, w których ostatnio pojechałam na jogę…”, „no co ty, ja zawsze na jogę chodzę pieszo”, „ja lubię w ogóle chodzić, ale szybkim, sprężystym krokiem, nie zaś powoli”, „Mól bratanek jest bardzo powolny. Przysięgam ci, że nie widziałaś bardziej ślamazarnego gówniarza”, „Mój bratanek je wszystko z keczupem, możesz to sobie wyobrazić? Zje płatki śniadaniowe z keczupem, jeśli go w porę nie złapiesz za rękę”). A ilekroć zdawało się już, że tematy się skończyły, i że nie ma już nic, co można by dodać, a wręcz znalazłoby się wiele, co bez szkody można by ująć, to zawsze jeszcze coś którejś się przypomniało („Niestety, keczup jest totalnie rakotwórczy”)”.
Pierwsza, drobna brunetka, urocza dziewczynka, buzia jej się nie zamyka - gada i gada, ale wszyscy uwielbiają słuchać, bo nie sztuką jest tylko gadać - sztuką jest gadać z sensem. Chaotyczna, jest w pięciu miejscach na raz, robi tysiąc rzeczy w jednej minucie, pozazdrościć takiej podzielnej uwagi! I tak wiele ją interesuje. Nie, nie wymienię co, bo nie starczy dnia. Zapytaj raczej, co jej nie interesuje, będzie łatwiej. Zapytaj, czego nie lubi. Ci co ją znają, wiedzą doskonale. Głupoty nie lubi, to oczywiste. Pisze tak, że czytelnik nie ma odwagi wchodzić z nią w polemikę. Tak jest i już, i koniec! Twardo stąpa po ziemi, myśli sobie ten, co akurat ją czyta. Taka z niej trzeźwa obserwatorka życia. Bo czy w gruncie rzeczy nie ma racji? Czy nie jest tak, jak pisze? Ona to wszystko, co się dzieje zamyka w kilka zgrabnych stwierdzeń. Konkretna, tak, tego nie można jej odmówić. Trafna. I czasem szczera do bólu. Kiedy Ty, czytelniku czasem sam nie chcesz przed sobą przyznać, w jak obłudnym świcie przyszło Ci żyć, ta młoda dama zrobi to za Ciebie. W kilku zgrabnie skleconych zdaniach:
„Jednak nie potrafię milczeć. Po raz pierwszy chciałam się wstrzymać od głosu i nie wypowiadać na tematy polityczne. Ale w tym kraju się po prostu nie da. Bo pisać o kulturze, sztuce i literaturze, popijając przy tym zieloną herbatę z syropem różanym można jedynie tam, gdzie nie ma problemów, rządy są sprawne i politycy normalni. Czyli nie u nas (…)”
Druga, ruda panna, blada jak pergamin, małomówna, zamyślona. Idzie ulicą, buja w obłokach, prowadzi ze sobą monologi wewnętrzne, nie patrząc przy tym pod nogi, co skutkuje tym, że wpada często na niewinnych ludzi, moczy buciki w kałuży („Bo wcześniej jej tu nie było”), myli autobusy („Ale kto by się nie pomylił- 137 i 173 to prawie to samo!”). Czasem fabuła książki myli jej się z rzeczywistością, czasem kocha się w głównym bohaterze. Pisze tak, że często trudno zrozumieć o co jej chodzi. Raz wszystko wyśmiewa, i udaje że nie rusza jej ten głupi, głupi świat, potem znowu chlipie w rękaw, bo to przykre, kiedy uświadomisz sobie, jak niewiele wspólnego ma dorosłe życie z dziecięcymi marzeniami.
"Nie wierzę w bajki, bo wiara, że na końcu będziemy żyć długo i szczęśliwie, rozleniwia. Nie wierzę w dobre wróżki, bo dziś zastąpiły je kredyty konsumenckie. Nie ma walecznych rycerzy i czarujących książąt. Nie ma miłości aż po grób, ale są uczucia krótkoterminowe. Żeby żyć długo i szczęśliwie - samemu, czy z księciem - trzeba zakasać rękawy i zabrać się do roboty. Trzeba sobie napisać własną bajkę, najciekawszą, jak się tylko potrafi. Codziennie piszę kolejne rozdziały swojej bajki - o dziewczynce, która się zgubiła i ciągle szuka wyjścia"- Wszystko, co kocham
Przed sobą nie muszą udawać, każda ma prawo do gorszego dnia. Ta co tak bezkompromisowo opisuje życie na swoim blogu, lubi się czasem zwinąć w kłębek, posiedzieć cichutko sama ze sobą i nie mówić nic. Ta, co tak życie nierealnie czasem odbiera, ta niby marzycielka, czasami potrafi krzyknąć, podrapać i ugryźć. Świetnie się obie dopełniają. Czasem usiądą sobie po ciemku, przy winie i gadają, jedna przez drugą. Razem, w ciszy, patrzą przez okno, jak noc zalewa ten ich mały świat, który codziennie opisują, każda po swojemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz