Dziady w Polskim nie mają tej siły rażenia, jak przedstawienie Dejmka, które porwało młodzież na barykady w 1968 roku. Nie elektryzują jak spektakl Swinarskiego w krakowskim Starym Teatrze z popisową kreacją Jerzego Treli. Nie są też kompletne i treściwe - na pewno nie na tyle, żeby za ich pomocą czytać idee romantycznego wieszcza. Janusz Wiśniewski stworzył ekspresową inscenizację, zabierając widzów w szalony rajd po magicznym i nieodgadnionym świecie mickiewiczowskich postaci. Spektakl jest skonstruowany w formie migawek, a poszczególne sceny nie są pogłębione - widzimy jedynie ich zarys. Wyjątkiem jest niezwykle barwna i wyrazista scena balu u Senatora, która u Wiśniewskiego wydaje się najbardziej rozwiniętym i najciekawszym elementem sztuki.
Abstrakcyjność i fragmentaryczność tego przedstawienia wymaga od widza dobrej znajomości utworu - bez tego poszczególne sceny mogą wydać się zupełnie niezrozumiałe i wyrwane z kontekstu. Oglądając spektakl, miałam wrażenie, że reżyser większą wagę przyłożył do obrazów i ruchu, niż do samego tekstu. Mamy więc Dziady w formie ciekawych ilustracji, które ożywają dzięki wyrazistym kreacjom. Może się wydawać, że to zdecydowanie za mało jak na dzieło takiego formatu - w końcu siłą Mickiewicza są słowa, które mimo upływu lat, wciąż zdumiewają swoją aktualnością. Trudno porównywać ten spektakl do legendarnych inscenizacji, ale wątpię też, żeby Wiśniewski chciał się z nimi równać. Jego spektakl to zaledwie wariacja na temat Dziadów, która mimo wielu skrótów i uproszczeń, broni się ciekawą formą. Byłabym niesprawiedliwa, marginalizując zupełnie rolę treści, która momentami rozbrzmiewa na scenie z zaskakującą siłą - na tyle dużą, żeby wywołać w widzach wzruszenie i skłonić ich do owacji na stojąco.
Dziady Wiśniewskiego to wersja ekspresowa. Sztuka trwa dwie godziny, co w porównaniu do poprzednich inscenizacji tego utworu wydaje się wręcz rekordem szybkości. Aktorzy pędzą kolejno przez trzy części dramatu - każda z nich grana jest przy tej samej, oszczędnej scenografii. Na scenie widzimy wiejskie ołtarzyki, krzesła i żeliwne łóżko. Obecność łóżka była dla mnie największą zagadką, bo nie pasuje ani do uroczystości w kaplicy, ani tym bardziej do scen salonowych. Okazuje się jednak, że u Wiśniewskiego pojęcie kontekstu i miejsca jest czysto umowne. W takim otoczeniu przywodzącym na myśl wiejską izbę rozpoczynają się obrzędy Dziadów, w których uczestniczą nie tylko mieszkańcy wsi, ale także arystokracja (!). Widowiskowe popisy Guślarza (wspaniały Jan Janga Tomaszewski) czynią z tej sceny wspaniałe show, na które z wyrazem niemego zdziwienia patrzą przerażone damy dworu. To zderzenie niepasujących do siebie elementów i postaci nadaje ceremonii zupełnie nierealistycznego charakteru. Scena jak z surrealistycznego snu jest jednocześnie najbardziej "mickiewiczowska" i podniosła.
Zdecydowanie mniej porywa to, co w środku, czyli spotkanie Gustawa - Pustelnika z księdzem oraz scena więzienna. W tej ostatniej lokomotywą miała być przecież Wielka Improwizacja, jednak słynny monolog w ustach Jakuba Kordasa nie wzbudził we mnie emocji, na które tak czekałam. Aktor deklamuje poszczególne wersy z ogromną dokładnością, ale jego gra pozbawiona jest tej charyzmy, której oczekuje się po zbuntowanym Konradzie. Istotny w tym przypadku jest młody wiek artysty - może dlatego tak trudno uwierzyć w jego pogróżki i bluźnierstwa względem Boga. Kordas jest chyba najmłodszym Gustawem - Konradem w historii. Oczywiście, w teatrze nie obowiązują żadne reguły dotyczące wieku, jednak wydaje mi się, że Dziady sporo zyskują, gdy tę kluczową postać gra aktor z dużym życiowym doświadczeniem. Konrad w wykonaniu Jakuba Kordasa był tak bezbarwny, że jego kreacja szybko zaciera się w pemięci. Dobrze wspominam za to kreacje więźniów - szczególnie Pawła Krucza, który w sztuce wciela się w postać Adolfa i Fabiana Kocięckiego, który gra Jana Sobolewskiego. Ta dwójka dzielnie ciągnie scenę więzienną, zostawiając kolegów daleko w tyle. Krucz zaraża energią, Kocięcki czaruje niskim, melodyjnym głosem, z jakim wypowiada swoje kwestie, dzięki czemu ich postaci wydają się wyraziste i prawdziwe. Nie przeszkadzało mi nawet, że panowie dyskutują ze sobą w pozycji siedzącej. Mam wrażenie, że dzięki temu scena wydaje się bardziej naturalna i zyskuje kameralny nastrój, o którym nie byłoby mowy, gdyby aktorzy grali stojąc na baczność.
Perełką w sztuce Wiśniewskiego jest zdecydowanie scena balu u Senatora, a także sam Senator Nowosilcow, w którego brawurowo wciela się Krzysztof Kwiatkowski. Reżyser kolejny raz zignorował wiek bohatera i obsadził w tej roli artystę znacznie młodszego niż jego literacki pierwowzór. Kwiatkowski uczynił z tej postaci salonowego uwodziciela, który ma w sobie tyle samo czarującego wdzięku, co bezdusznego okrucieństwa. W tej scenie warto wyróżnić także Annę Cieślak w roli Księżnej, Ewę Domańską, która wciela się w postać Pani Rollison, a także wspaniałego Wiesława Komasę w przejmującej roli Księdza Piotra. Abstrakcyjny charakter spektaklu najlepiej oddaje finałowy moment, kiedy wszyscy aktorzy zaczynają krążyć po scenie w jednostajnym, monotonnym tempie. Scena przywodzi na myśl taniec mechanicznych marionetek, który zachwyca, ale też budzi niepokój - szczególnie, gdy w wirujących bezwolnie postaciach zaczniemy dopatrywać się pewnej symboliki nawiązującej do współczesności...
Inscenizacja Janusza Wiśniewskiego to Dziady w pigułce - spektakl uszyty z licznych skrótów i pojedynczych myśli, które razem tworzą luźną kompozycję na temat tego wielkiego utworu. Dla widzów nastawionych na pełnowymiarowy romantyczny dramat to z pewnością za mało, ale trzeba reżyserowi przyznać, że czego nie uwzględnił w treści, oddał na scenie przy pomocy ruchu i obrazu. Nowe Dziady są bardzo subtelne i poetyckie - skonstruowane i zagrane tak, żeby oczarować widza aurą romantyzmu i nie zrazić go ciężkim ładunkiem emocjonalnym. Wiśniewski nie opowiada swoich Dziadów od pierwszej do ostatniej strony, ale wyraźnie zachęca, by samodzielnie odkryć to, co na scenie niedopowiedziane, a to dziś niebywała umiejętność - szczególnie w kwestii trudnej i niezrozumiałej klasyki.
Dziady Wiśniewskiego to wersja ekspresowa. Sztuka trwa dwie godziny, co w porównaniu do poprzednich inscenizacji tego utworu wydaje się wręcz rekordem szybkości. Aktorzy pędzą kolejno przez trzy części dramatu - każda z nich grana jest przy tej samej, oszczędnej scenografii. Na scenie widzimy wiejskie ołtarzyki, krzesła i żeliwne łóżko. Obecność łóżka była dla mnie największą zagadką, bo nie pasuje ani do uroczystości w kaplicy, ani tym bardziej do scen salonowych. Okazuje się jednak, że u Wiśniewskiego pojęcie kontekstu i miejsca jest czysto umowne. W takim otoczeniu przywodzącym na myśl wiejską izbę rozpoczynają się obrzędy Dziadów, w których uczestniczą nie tylko mieszkańcy wsi, ale także arystokracja (!). Widowiskowe popisy Guślarza (wspaniały Jan Janga Tomaszewski) czynią z tej sceny wspaniałe show, na które z wyrazem niemego zdziwienia patrzą przerażone damy dworu. To zderzenie niepasujących do siebie elementów i postaci nadaje ceremonii zupełnie nierealistycznego charakteru. Scena jak z surrealistycznego snu jest jednocześnie najbardziej "mickiewiczowska" i podniosła.
Inscenizacja Janusza Wiśniewskiego to Dziady w pigułce - spektakl uszyty z licznych skrótów i pojedynczych myśli, które razem tworzą luźną kompozycję na temat tego wielkiego utworu. Dla widzów nastawionych na pełnowymiarowy romantyczny dramat to z pewnością za mało, ale trzeba reżyserowi przyznać, że czego nie uwzględnił w treści, oddał na scenie przy pomocy ruchu i obrazu. Nowe Dziady są bardzo subtelne i poetyckie - skonstruowane i zagrane tak, żeby oczarować widza aurą romantyzmu i nie zrazić go ciężkim ładunkiem emocjonalnym. Wiśniewski nie opowiada swoich Dziadów od pierwszej do ostatniej strony, ale wyraźnie zachęca, by samodzielnie odkryć to, co na scenie niedopowiedziane, a to dziś niebywała umiejętność - szczególnie w kwestii trudnej i niezrozumiałej klasyki.
fot. Katarzyna Chmura
Materiały prasowe - Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie
Też wybieram się na to wydarzenie, bardzo jestem ciekawa gry aktorskiej. Ostatnio bywałam głównie w https://teatrkomedia.pl/ na komediach (które oczywiście bardzo mi się podobają), ale chętnie zobaczyłabym również jakąś cięższą sztukę.
OdpowiedzUsuńJa od siebie polecam równiez https://teatrszekspirowski.pl/ w Gdańsku. Byłam tam kilka razy i za każdym razem wychodziłam równie mocno zachwycona, jak za pierwszym razem. Gra aktorska jest na bardzo wysokim poziomie.
OdpowiedzUsuń