wtorek, 12 lutego 2019

Bez wyjścia


O tym, że Ireneusz Iredyński był geniuszem, dowiedziałam się dopiero teraz - po obejrzeniu premiery spektaklu Trzecia pierś w reżyserii Jarosława Tumidajskiego na deskach Teatru Współczesnego w Warszawie. Przyznaję, że nie miałam wcześniej styczności z utworami tego wybitnego dramaturga. Trochę nad tym ubolewam, bo gdyby jakiś czas temu trafił w moje ręce zbiór dzieł Iredyńskiego, z pewnością przewertowałabym je wielokrotnie, wzdłuż i w szerz, a każda ponowna lektura tych dzieł byłaby dla mnie ogromną przyjemnością. Z drugiej strony, dzięki mojej niewiedzy spotkało mnie ogromne zaskoczenie, którego nie da się opisać żadnymi słowami. Takiego niesamowitego odkrycia życzyłbym każdemu widzowi. 

Ireneusz Iredyński skutecznie opierał się jakimkolwiek konwenansom i regułom, które narzucał społeczeństwu ówczesny system w państwie i chyba właśnie w tym należy dopatrywać się jego wielkości. Zawsze szedł pod prąd i odważnie opisywał otaczającą go rzeczywistość, narażając się niejednokrotnie komunistycznym władzom. Tacy buntownicy zwykle stają się legendami swoich czasów. Iredyński był wielki. Nie miał matury, a jednak wcale nie przeszkodziło mu to pisać na łamach Gazety Krakowskiej, Dziennika Polskiego, Echa Tygodnia", czy Życia Literackiego. Pierwsze swoje dzieła opublikował już w wieku 16 lat. Niedługo potem jego twórczością zachwyciły się środowiska artystyczne w całym kraju, a także za granicą.





Twórczość Iredyńskiego stanowi obszerne studium nad zjawiskami przemocy i terroru, jakie rodzą się w poczuciu niczym nieskrępowanej władzy. Tym zasadniczym aspektom artysta poświęcił niemal każde ze swych dzieł. Niezaprzeczalnym fenomenem utworów Iredyńskiego jest ich aktualność. Choć dzisiejszy świat znacznie różni się od tego, w jakim żył i tworzył ten wybitny dramaturg, jego sztuki można śmiało przyrównać do dzisiejszej rzeczywistości. Czasy się zmieniają, ale ludzkie instynkty pozostają wciąż takie same. Iredyński trafił z tą tezą w punkt. Jak sam mówił:

"Moje sztuki są modelami sytuacji czy problemu... Tak, to modele. Skrót bez obudowy historycznej, obyczajowej czy psychologicznej. Światy wymyślone, rzeczy dziejące się nigdzie i wszędzie, fantomy, baśnie, ucieleśnione przez aktorów, światła, scenę (...)"

Istotnie, dramaty Iredyńskiego są evergreenowe - bez wyraźnie określonego czasu i miejsca akcji. Ten uniwersalny charakter dramatu Trzecia pierś pozwolił Jarosławowi Tumidajskiemu na dużą swobodę. Choć nie wiadomo dokładnie, w jakich czasach reżyser umieścił swoich bohaterów, ich wygląd i poszczególne rekwizyty sceniczne mogą sugerować, że sztuce zdecydowanie bliżej do współczesności, niż do lat 70., kiedy wydany został zbiór utworów Iredyńskiego - Sytuacje teatralne: wybrane utwory sceniczne. W tym tomiku po raz pierwszy pojawił się utwór Trzecia pierś - jeden z najważniejszych i najbardziej popularnych dzieł w całym dorobku artystycznym pisarza. 




Niewielka Scena w Baraku pozbawiona jest kurtyny i jakiegokolwiek przepierzenia, dlatego jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu widz może podziwiać wspaniałą scenografię autorstwa Mirka Kaczmarka. Po zajęciu miejsca na widowni moim oczom ukazała się... dżungla. Wspaniała, barwna roślinność i fantazyjne kwiatki przywodziły na myśl raczej uroczą bajkę, niż mrożącą krew w żyłach historię o terrorze. A jednak w takiej właśnie scenerii dzieje się ten dramat. W otoczeniu tętniącej zielenią doliny istnieje pewne mikromiasteczko - obóz zrzeszający ludzi, którzy mają dość. Czego dokładnie, nie wiadomo, ale jeżeli spektakl jest odzwierciedleniem współczesności, to pewnie ów bojkot dotyczy polityki, bezdusznych korporacji, kredytów we frankach, a ponad wszystko potrzeby posiadania coraz więcej i więcej. Tu, w dzikiej głuszy ludzie żyją w prosty - żeby nie powiedzieć pierwotny - sposób. Każdy z członków tej wielkiej "rodziny" dobrowolnie wyrzekł się dóbr materialnych i wygody na rzecz prymitywnych warunków i pracy przy zbiorach kukurydzy. Idea życia w zamkniętej komunie, z dala od cywilizacji, zdaje się formą protestu przeciw rzeczywistości napędzanej pieniądzem. 




Wspólnota przyciąga coraz więcej śmiałków. Wśród nich jest także Jerzy (Szymon Mysłakowski) - młody, przystojny i niezależny mężczyzna, który szuka swojego miejsca na ziemi, a członkostwo we wspólnocie traktuje raczej jako ciekawy eksperyment. Reguły obowiązujące w tym miejscu tłumaczy mu Tomasz (Mariusz Jakus) - wielki idealista, dla którego istnienie organizacji jest jedynym sensem życia. Osadą zarządza młoda dziewczyna, Ewa (Magdalena Żak) - założycielka wspólnoty. Pewnego dnia jednak okazuje się, że kondycja charyzmatycznej przywódczyni jest bardzo zła, a jej kiepskie samopoczucie może poważnie zaszkodzić funkcjonowaniu całej społeczności. Powodem załamania dziewczyny jest trzecia pierś - dziwny twór, który wyrósł jej niespodziewanie na wysokości żeber, po lewej stronie. Dziewczyna traktuje ten nadprogramowy gruczoł, jak największe przekleństwo i usilnie stara się go ukryć przed mieszkańcami wspólnoty. Lekiem na smutki Ewy jest Jerzy. Mężczyzna staje się jej kochankiem, terapeutą, a w końcu także wspólnikiem w makabrycznych działaniach, których dopuszcza się Ewa, żeby chronić swoją tajemnicę. Pod pretekstem "wyższej konieczności" bohaterowie zaczynają posługiwać się narzędziami przemocy i terroru, a skutki tych działań doprowadzają do beznadziejnej sytuacji, z której nie ma już odwrotu. 




Ireneusz Iredyński doskonale zdawał sobie sprawę, że jego dramaty nigdy się nie przeterminują. Władza to integralny element ludzkiej egzystencji i odwieczny powód niezliczonych konfliktów i tragedii. Choć autor zaprzeczał, jakoby cechował go zmysł wizjonerski, nie ma wątpliwości, że go posiadał. Jak sam przyznał w jednym z wywiadów:  

"Przecież ja piszę ciągle jedną i tę samą sztukę. Warianty jednego dramatu. Wszystkie moje sztuki są o przemocy, takiej czy innej, ale o przemocy. To wisi w powietrzu, nosimy to w sobie (...)" 


Trzecią pierś na scenie Współczesnego można przyrównać do trzymającego w napięciu kina akcji. Zawrotne tempo, zaskakujący bieg wydarzeń i wielowymiarowi bohaterowie - wszystkie te składniki u Tumidajskiego podane są w idealnie wymierzonych proporcjach, dzięki czemu widz otrzymuje dzieło, które przyrównać można do wybornego dania w wykwintnej restauracji. A ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, już teraz wiem, że wrócę do Współczesnego, żeby obejrzeć tę sztukę raz jeszcze. 




Sukces spektaklu to nie tylko genialny tekst, ale też świetne aktorstwo. Wielkie brawa należą się całej trójce artystów - stworzyli doskonałe trio, a ich wyraziste role budowały napięcie i przerażały bezwzględnością. Na scenie możemy zobaczyć młodziutką Magdalenę Żak, fantastycznego Szymona Mysłakowskiego i Mariusza Jakusa - aktora wręcz stworzonego do ról twardych, bezwzględnych drani, których ma na swoim koncie całkiem sporo. Trzeba przyznać, że artyści świetnie wcielili się w swoich bohaterów. Oglądanie ich na scenie to prawdziwa przyjemność. 

Bardzo się cieszę, że przygodę z twórczością Ireneusza Iredyńskiego rozpoczynam właśnie od Trzeciej piersi i jestem bardzo wdzięczna Jarosławowi Tumidajskiemu, że przeniósł ten utwór na deski Teatru Współczesnego. Tą inscenizacją reżyser pokazał wreszcie swój wyrazisty styl i "pazur", na który tak czekałam i którego nie było widać w jego poprzednich produkcjach. Brawurowa i bezkompromisowa realizacja Trzeciej piersi na Scenie w Baraku to jedno z najważniejszych wydarzeń w obecnym sezonie artystycznym. Z niecierpliwością czekam na więcej takich spektakularnych eksplozji. 



fot. Magda Hueckel 
materiały prasowe - Teatr Współczesny w Warszawie

1 komentarz: