Jestem zachwycona najnowszą propozycją Och-Teatru, a co więcej - mówię to jako zdecydowana przeciwniczka musicali! Przyznaję, że informacje o premierze Huśtawki początkowo wywoływały we mnie wiele mieszanych uczuć. Obawiałam się, że na scenie zobaczę płaską historię, po której zostanie mi tylko kilka słów jakiejś wpadającej w ucho piosenki. Na szczęście spektakl w reż. Anny Sroki-Hryń doskonale łączy w sobie cechy widowiskowego musicalu i przejmującego dramatu psychologicznego. Huśtawka nie jest kolejnym ckliwym love story z cukierkowym happy endem i w tym właśnie tkwi jej wielka siła. To opowieść o próbach budowania wspólnego szczęścia mimo wielu różnic i ograniczeń, a także o poświęceniu, potrzebie bliskości i przyjaźni, która czasem znaczy więcej, niż miłość.
Zanim muzyczna Huśtawka rozbrzmiała na światowych scenach feerią dźwięków, przez wiele lat triumfy święcił jej dramaturgiczny pierwowzór Williama Gibsona - Dwoje na huśtawce. Kameralny utwór o burzliwych relacjach dwójki ludzi rozgrywający się w otoczeniu nowojorskiej metropolii wielokrotnie pojawiał się także na deskach polskich teatrów. Pierwszy raz sięgnął po ten tytuł Andrzej Wajda. W jego inscenizacji na scenie warszawskiego Teatru Ateneum zagrali Elżbieta Kępińska i Zbigniew Cybulski. Reżyser powrócił do tekstu Gibsona dokładnie trzydzieści lat później, wystawiając go w warszawskim Teatrze Powszechnym, a w rolach pary kochanków obsadził wtedy Krystynę Jandę i Piotra Machalicę. Teraz, po kolejnych trzech dekadach Janda powierzyła ten projekt Annie Sroce-Hryń. Reżyserka wykreowała na scenie Och-Teatru bardzo przyjemne widowisko, które poza ciekawą warstwą artystyczną posiada też psychologiczną głębię. Wyraziste kreacje aktorskie sprawiają, że historia bohaterów wciąga i zapada w pamięć na długi czas.
Gizela (Natalia Sikora) i Jerry (Maciej Maciejewski) to skrajne przeciwieństwa. Ona jest szczerą i bezpośrednią nowojorską dziewczyną - artystką o duszy wrażliwej romantyczki. On to poukładany prawnik, który na skutek rewolucji w życiu osobistym trafia do Nowego Jorku i stara się tam zacząć wszystko od nowa. Niespodziewanie drogi bohaterów krzyżują się ze sobą i choć dzieli ich niemal wszystko, postanawiają dać sobie szansę i zacząć wspólne życie. Niestety, szybko okazuje się, że pewnych różnic charakterologicznych nie da się pogodzić. Dodatkowo w sercu Jerry'ego wciąż tli się dawna miłość, o której nie może zapomnieć. Jak znaleźć szczęście i spokój w związku, gdzie dwoje ludzi wciąż tkwi na emocjonalnej huśtawce? Czy tak chwiejne uczucie może mieć konstruktywną moc i przynieść pozytywne skutki? Historia Gizeli i Jerry’ego pokazuje, że to możliwe. I choć relacja tej dwójki okupiona była bólem, trud ratowania związku pozwolił im odkryć to, co w życiu najważniejsze.
Sukces spektaklu to przede wszystkim świetnie dobrana obsada. Natalia Sikora wydaje się być stworzona do roli Gizeli. Filigranowa sylwetka, delikatna uroda, niebywała charyzma i silny głos sprawiają, że od aktorki ciężko oderwać wzrok. Jaj postać jest wielowymiarowa i niejednoznaczna - ewoluuje na scenie, zaskakując zmiennością nastrojów i zachowań. Dawno nie widziałam tak pełnokrwistej musicalowej bohaterki, która zachwycałaby nie tylko śpiewem i tańcem, ale także swoją autentycznością. Elektryzująca gra Natalii Sikory przyćmiła jej scenicznego partnera. Maciej Maciejewski jako Jerry wydaje się nieco bezbarwny i sprawia wrażenie, jakby nie nadążał za dziką energią swojej koleżanki. W pełni dorównuje jej za to genialny Jakub Szydłowski, który doskonale odnalazł się w roli Davida, właściciela szkoły tańca. Sikora i Szydłowski są siłą napędową całego spektaklu.
Uwagę przykuwa scenografia stworzona przez Grzegorza Policińskiego. Główną oś, wokół której toczy się akcja spektaklu, stanowią dwie przeciwległe antresole. Jedna z nich imituje mieszkanie Gizeli, pod którym znajduje się klub taneczny Davida, a druga to lokal Jerry'ego. Charakterystyczne detale, jak np. telefony z tarczą, pozwalają nam usytuować tę historię w określonym czasie i budują amerykański klimat retro - podobnie, jak piękne kostiumy Jana Kozikowskiego.
Huśtawka w reżyserii Anny Sroki-Hryń hipnotyzuje i zachwyca od pierwszej do ostatniej minuty. Ten niezwykły spektakl muzyczny poza ciekawą oprawą taneczno - wokalną ma w sobie także przejmującą historię dwójki ludzi, których los łączy na pewien czas, w bardzo konkretnym celu. Uniwersalna problematyka sprawia, że łatwo utożsamiamy się z głównymi bohaterami, bo przecież każdy z nas kiedyś zmagał się z uczuciową huśtawką, raz szybując ze szczęścia w górę, raz pędząc z impetem w dół... Ta wzruszająca opowieść skłania do refleksji, że w życiu nic się nie dzieje bez przyczyny i choć czasem miłość się kończy, ważne jest to, co nam po niej pozostało.
fot. Robert Jaworski
materiały prasowe: OCH-TEATR
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz