czwartek, 9 listopada 2017

Ostatni pociąg



Jest wiele stereotypów na temat Czechów. Mówi się, że to prostaki, lenie, cwaniacy, że nic tylko jedzą, piją hektolitry piwa, bekając przy tym radośnie i rzucają rubaszne dowcipy. Przypinanie Czechom łatek to rażące uproszczenie, bo ich natura jest w rzeczywistości bardzo złożona, tak, jak złożona jest ich historia. Choć kraj ten odwiedziłam kilkakrotnie, dopiero książka Mariusza Szczygła, "Zrób sobie raj", uświadomiła mi, jak niezwykłymi ludźmi są nasi południowi sąsiedzi. 

Uwielbiam czeską mentalność - to lekkie podejście do życia, niewymuszone poczucie humoru i pogodę ducha, bez względu na to, jak wielkie przeciwności zsyła los. A najbardziej ujmuje mnie motto, jakim kierują się Czesi - że do życia trzeba podchodzić nie do końca serio. Szczygieł nazywa naszych sąsiadów "republiką zaprzeczania", bo Czesi negują wszystko to, co kojarzy im się z cierpieniem.

Najbardziej wyczerpującym źródłem wiedzy o Czechach jest ich rodzima literatura - dzieła Milana Kundery ("Nieznośna lekkość bytu") braci Čapek, Egona Bondego, Jaroslava Haška (kultowy "Dobry wojak Szwejk"), czy Bohumila Hrabala. A może przede wszystkim Hrabala. Bo choć Kundera był Czechem czystej krwi, konsekwentnie odcinał się od swojej ojczyzny. Bondy duchem czuł się Słowakiem, a w życiorysie Haška możemy zauważyć gorącą miłość do rosyjskiej ideologii, co sugeruje, że rodzimy kraj nie był zbyt bliski jego sercu. Hrabal za to o Czechach pisał z miłością i oddaniem. Nie wstydził się czeskich przywar, ani słabości swych rodaków. Wręcz przeciwnie - na kartach jego utworów wyraźnie widać, że czuł do swej ojczystej ziemi nieskrywaną miłość i sentyment. Jednym z najbardziej znanych dzieł Hrabala jest opowiadanie "Pociągi pod specjalnym nadzorem". Na motywach utworu w 1966 roku powstał film o tym samym tytule. Ekranizacja w reżyserii Jiříego Menzela zdobyła statuetkę Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. 

Zakochana bez pamięci w czeskiej kulturze i historii, nie mogłam przeoczyć spektaklu na motywach wspomianego opowiadania Hrabala, który we wrześniu miał premierę na deskach Teatru Dramatycznego w Warszawie. "Pociągi..." w reżyserii Jakuba Krofty to niezwykle wierne odzwierciedlenie dzieła tego czeskiego pisarza. Znajdziemy tu typowy czeski humor, bohaterów z odrobinę przerysowanymi życiorysami i wojnę w tle, którą bohaterowie Hrabala zdają się nie przejmować. Krótko mówiąc, w sztuce Krofty zawarto wszystko, co w czeskiej literaturze najlepsze. 




Miłosz Pipka (Otar Saralidze), główny bohater opowiadania Bohumila Hrabala, to chłopak o niezwykle wrażliwej naturze. Mimo młodego wieku, ma już za sobą wiele życiowych doświadczeń, m.in: praktykę w branży kolejowej, pierwsze młodzieńcze porywy serca, pierwsze rozczarowanie związane z inicjacją seksualną, a także pierwszą próbę samobójczą, będącą rezultatem owego rozczarowania.  Dużo, jak na dwudziestolatka, prawda? Uporawszy się z głębokim załamaniem nerwowym, młodzieniec wraca do pracy na kolei, gdzie czekają na niego zwierzchnicy - zawiadowca oraz dyżurny ruchu, Całusek. Pipka ma w sobie wiele ambicji i determinacji, pilnie słucha starszych kolegów i gorliwie wykonuje ich polecenia. Zdaje się przy tym w ogóle nie zauważać osobliwej natury swych towarzyszy.

Zawiadowca kolei (Henryk Niebudek) to człowiek o wielkim doświadczeniu i niesłychanym majestacie. Pewnie przechadza się po dworcowych pomieszczeniach, a jego wyprostowaną sylwetkę okala stado gołębi, które ten jegomość hoduje z ogromną pasją. Mimo dość dziwnych zainteresowań, dobry z niego człowiek - roztacza nad Miłoszem ojcowską opiekę, wdrażając go w poszczególne aspekty zawodu. Zupełnym przeciwieństwem zawiadowcy jest Całusek (Robert Majewski), rubaszny hulaka, który pracę traktuje bardzo lekko, wykorzystując dyżury na miłosne podboje i uciechy cielesne z telegrafistką (Martyna Kowalik), a nierzadko też z przypadkowo napotkanymi pasażerkami. Ale, jak to u Czechów bywa, nawet obyczajowy skandal przekuć można w sukces. Bo choć incydenty Całuska rozpętały niemałą burzę, to jednocześnie wysławiły także niepozorną stacyjkę. Skandalista stał się atrakcyjnym obiektem turystycznym, a zawiadowca z radością przyjął to niegasnące zainteresowanie przybyłych. Wszak nieważne, jak mówią - ważne, by mówili...




Rozczula widza dziecięca naiwność Miłosza. Marzy on o czynach bohaterskich, o chwale i zasługach. Pragnie być mężczyzną, dla swej ukochanej, Maszy (Agata Wróbel) - uroczego dziewczęcia, które Miłosz poznał, będąc jeszcze praktykantem na kolei. Razem malowali ogrodzenie, a ich uczucie rosło wraz z każdym pokrytym farbą kilometrem. Prawdziwy romantyzm w czeskim wydaniu. Jako chłopak mocno jeszcze zielony w sprawach łóżkowych, nie ma bladego pojęcia jak to zrobić, żeby wyszło. Radzi się w tych kwestiach zawiadowczyni (Małgorzata Niemirska), uroczej i ciepłej kobiety, która kocha chłopca jak syna. 

Niespodziewanie pojawia się w życiu naszego bohatera okazja, żeby sprawdzić się zarówno w roli namiętnego kochanka, jak i bohatera narodowego. Porywczy, głodny nowych doświadczeń chłopak rzuca się na oślep w wir wydarzeń. Pięć minut Miłosza mija jednak dużo szybciej, niż można się było tego spodziewać... Bo jak to u Hrabala bywa, nawet beztroski śmiech czasem w końcu gaśnie, pozostawiając po sobie gorycz i smutek. W jednej chwili łzy śmiechu ustępują miejsca łzom wzruszenia, a po skończonym spektaklu widz zostaje z masą refleksji na temat kruchości ludzkiego życia...




Wspaniale Jakub Krofta zinterpretował opowiadanie Hrabala. Poszczególne sceny sztuki bawią, wzruszają i elektryzują widza - zupełnie tak, jak jej literacki pierwowzór. Niezwykle ujęła mnie postać głównego bohatera, Miłosza, którą świetnie zagrał Otar Saralidze. Właściwie, próżno szukać lepszego Miłosza Pipki - aktor doskonale wcielił się w rolę, wypadł na scenie bardzo wiarygodnie. Uwielbiam Agatę Góral, jej elektryzująca charyzma za każdym razem wnosi na scenę mnóstwo energii. Urzekła mnie rolą Beatrycze w "Słudze dwóch panów". Jako Masza tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest świetną, bardzo utalentowaną artystką. Wspaniale w roli zawiadowczyni wypadła wielka dama sceny teatralnej, Małgorzata Niemirska. Henryk Niebudek, jako poczciwy zawiadowca w mundurze pobrudzonym gołębim łajnem i Robert Majewski w roli dyżurnego erotomana bawili widownię do łez w iście czeskim stylu. 

Spektakl to istna gratka nie tylko dla miłośników czeskiej literatury. Z pewnością każdy doceni absurdalny czeski humor, a historia, której akcja toczy się przecież w czasach drugiej wojny światowej, poruszy widzów do głębi. Wspaniała scenografia doskonale imituje klimat dawnej stacji kolejowej. Całości dopełniają niesamowite efekty audiowizualne, dzięki którym mamy wrażenie, że po scenie mkną rozpędzone wagony!

"Pociągi pod specjalnym nadzorem" to wspaniały komediodramat o beztroskiej młodości, głodzie ambicji i niespełnionych marzeniach. I choć, zgodnie z odwiecznym założeniem czeskiej literatury, jest śmiesznie, to jednak widzowie nastawieni na lekki, mało ambity spektakl będą rozczarowani. Sztuka Jakuba Krofty, podobnie jak odwieczny czeski humor, ma w sobie głębsze przesłanie, które towarzyszy widzowi jeszcze długo po obejrzeniu spektaklu. Jedno jest pewne - gdzie na scenie śmiech przeplata się ze łzami a radość bije się z rozpaczą, tam widzów czeka niezwykle porywające widowisko. 




zdjęcia, materiały - Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy
teatrdramatyczny.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz