Grudzień,
późne popołudnie. Za oknem piękny widok na zalane deszczem Aleje Jerozolimskie.
Razem z D niespiesznie kontemplujemy smak doskonałej kubańskiej kawy zaparzonej
w doskonałym włoskim ekspresie. Borysek, uroczy, tłuściutki potomek D i jej
męża, siedzi grzecznie w kojcu, całkowicie zaabsorbowany wielką pluszową żyrafą
i toczy ze sobą monolog w zupełnie dla nas niezrozumiałym języku. Korzystając z
tej rozkosznej chwili spokoju, pochłaniamy czekoladowe ciastka, narzekamy na
swoje życie, jednocześnie podkreślając, że w gruncie rzeczy nie jest wcale
takie złe.