niedziela, 20 września 2015

Posprzątaj swoje życie


Porządek w domu, to porządek w życiu... To zdanie pojawiało się w moich tekstach wiele razy. Dlaczego? Bo głęboko wierzę, że stan naszego mieszkania ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie, a co za tym idzie - na całe nasze życie. Niestety, mimo zamiłowania do prostych, zadbanych i estetycznych wnętrz, muszę przyznać, że sprzątanie jest dziedziną, która czasem mnie przerasta. I choć wydaje się, że nie ma nic prostszego - wystarczy wyrzucić wszystko na podłogę, ułożyć i starać się przestrzegać wyznaczonego porządku rzeczy, w praktyce jest dużo trudniej. Okazuje się, że naszym największym wrogiem w walce o czystość w mieszkaniu jest nadmiar rzeczy, które gromadzimy latami...


Uwielbiam porządek. Dlatego tak mnie denerwuje, że to stan przejściowy, najczęściej bardzo krótki. Jako osoba niezwykle pedantyczna, poświęciłam wiele lat na zgłębianie tajników sprzątania i szukanie idealnej metody na to, by ład trwał w mieszkaniu trochę dłużej niż jeden, dwa dni... W przeszłości pracowałam w butikach odzieżowych i tam nauczyłam się sztuki perfekcyjnego składania ubrań. Fantazyjnie zwinięte t-shirty, swetry złożone w idealną kosteczkę, wieże ze spodni jeansowych - mania składania to niewątpliwie moje skrzywienie zawodowe, bo pracując w kilku sklepach, przeszłam wiele szkoleń z visual merchandisingu, czyli ekspozycji ubrań i dodatków, którą przyrównać można momentami do arcydzieł sztuki. Sklepowe praktyki nieraz usiłowałam zaadaptować na potrzeby domowe i za każdym razem przekonywałam się, że to błąd - dom to nie sklep, a garderoba to nie witryna butiku. Zawsze przyświecał mi jeden cel - chciałam, żeby było estetycznie i ładnie, ale wkrótce moją szafę znów opanowywał harmder i nieład. Z tej lekcji wyniosłam jedno - w domu ma być przede wszystkim praktycznie. Mimo to, moje zmagania i walka o utrzymanie porządku wciąż nie przynosiły trwałych rezultatów. Z perspektywy czasu wiem, że pracując w pocie czoła, wciąż popełniałam ten sam, fundamentalny błąd. Przekładałam rzeczy z kąta w kąt, układałam je fantazyjnie, wyszukiwałam dla nich coraz nowszych i bardziej udziwnionych rozwiązań, które pozornie powinny trzymać mój dobytek w ryzach - nic bardziej mylnego. To, co wciąż przeszkadzało mi żyć w czystym i zadbanym mieszkaniu, to nadmiar rzeczy - latami gromadzone i składane w kątach bibeloty, których czasem nigdy nie użyłam, nie potrzebowałam, ale nie miałam serca wyrzucić. Przez wiele lat nie rozumiałam, że do porządku dochodzi się drogą redukcji zbędnych przedmiotów. Uświadomiła mi to dopiero lektura świetnej książki Marie Kondo, "Magia sprzątania".

Nie lubię poradników i najczęściej omijam je szerokim łukiem. Tym razem jakiś impuls kazał mi sięgnąć po ten nietypowy podręcznik pewnej uroczej Japonki, która ze sprzątania stworzyła cały magiczny rytuał. Marie Kondo jest konsultantką. Nie jakąś tam zwykłą konsultantką - ta drobniutka, śliczna dziewczyna zarabia na życie doradzając i ucząc ludzi sprzątać. Serio. To tak w dużym skrócie, bo to co nam przychodzi do głowy, na dźwięk słowa sprzątanie, znacznie odbiega od metod, które praktykuje Marie w domach swoich klientów.

Marie Kondo, zwana przez przyjaciół KonMari, sprzątaniu poświęciła całe życie. Może zabrzmi to dziwnie i niepokojąco, ale Kondo chwyciła za ścierkę i miotłę już w wieku... pięciu lat. Gdy jej rówieśnicy ganiali po podwórku, grali w piłkę, ona układała, sortowała i segregowała rzeczy w szufladach, na półkach i w szafkach. Cóż, każdy ma inne hobby... Zamiłowanie Marie stało się w końcu jej sposobem na życie i metodą na zarabianie pieniędzy. I choć przyznaje, że znalezienie idealnej metody było okupione latami prób i błędów, dziś może bez wątpienia powiedzieć, że jest prawdziwą mistrzynią w swoim fachu. KonMari stała się fenomenem na skalę światową. Prowadzi wykłady, szkolenia, jeździ do domów swoich klientów, by z zagraconych, zawalonych stertą rupieci pomieszczeń uczynić przestronne, czyste i minimalistyczne wnętrza. Swoje rewolucyjne metody na to, jak sprzątać, żeby było posprzątane, opisała w książce "Magia sprzątania". I choć może tytuł jest trochę dziecinny, a opis na okładce wywołuje pobłażliwy uśmiech, to jednak warto sięgnąć po ten podręcznik czystości - KonMarie zdradza tam patenty na prawdziwe czary.

#1 Bałagan tworzy się w głowie

Żyjemy w strasznych czasach wciąż postępującego konsumpcjonizmu, który uczy nas ciągłego kupowania, nabywania i gromadzenia. Jakieś 70% z posiadanych przez Was rzeczy wcale nie jest Wam potrzebna. Zbieramy, żeby poprawić sobie humor, bo inni też mają więc i my musimy mieć. Kupujemy na zapas, zakupami odtrącamy na moment gnębiące nas problemy, w sklepach szukamy radości, akceptacji, zapewnienia, że jesteśmy piękni, nowocześni, fajni i stać nas na bajkowe życie jak w reklamach... Błąd, który popełnia masa ludzi. Niestety, ja też...

Oczywiście, w kupowaniu dla przyjemności nie ma nic złego, ale problem pojawia się , gdy te wszystkie drobiazgi, prezenty, i absolutnie fantastyczne gadżety powoli zapełniają naszą przestrzeń, zabierają tlen i tworzą z naszego mieszkania rupieciarnię, wprawiając nas w stan ciągłego rozdażnienia. Bo jak posprzątać coś, co przypomina wierzę Babel, zbudowaną z pudełek zapełnionych drobiazgami, toreb, książek, walizek pełnych cuchów, które nie zmieściły się w szafie? No, nie da się... Pierwsza zasada KonMarie mówi - porządek zaczyna się od wyrzucania. Dlatego nie jęcz, nie płacz, że te graty kiedyś Ci się przydadzą. Nie przydadzą Ci się nigdy. Zaopatrz się w pokaźny zapas worków na śmieci i przygotuj się na dzień pożegnań z rzeczami, których nie potrzebujesz. Gdy tylko pozbędziesz się całego tego przytłaczającego nadmiaru, poczujesz się lepiej. Inaczej spojrzysz na samą siebie (przede wszystkim, znajdziesz prostą drogę do lustra, które wcześniej było zasłonięte górą bibelotów). W czystej, pustej przestrzeni łatwiej zebrać myśli, przeanalizować wiele spraw, spojrzeć na problem z jasnym umysłem, wolnym od duszącej atmosfery bałaganu i nieładu. Posprzątaj, a Twoje sprawy uporządkują się same.

#2 Sztuka wyrzucania

Według KonMari, do pierwszej i decydującej fazy sprzątania trzeba zabrać się po męsku i zdecydowanie, tzn, wywalić na podłogę wszystko (naprawdę wszystko, żadnego oszukiwania!), co poupychałaś w szafie i z daleka przyjrzeć się temu oceanowi zbędnej różności. Dużo tego, prawda? Cholernie dużo... Co teraz czujesz? Ja czułam zażenowanie, pomieszane z poczuciem winy i złością na samą siebie. Pięć kurtek, sześć szarych bluz, dziesięć swetrów, niezliczone ilości t-shirtów, morze sukienek, góra toreb, torebek i torbuch, galeria butów. Po co mi to? Nie wiem. Pokornie wyznaję, że nie chodziłam w większości z tych ciuchów, nie nosiłam większości torebek, nie zakładałam większości butów. Przekładam je tylko z kąta w kąt, z lewa na prawo i odwrotnie i choć za każdym razem gdzieś w głowie pojawia się cień myśli, że może by to w cholerę wypieprzyć, to jednak pierwiastek zbieracza każe mi zatrzymać, zachować na szarą godzinę, w razie światowego kryzysu będzie jak znalazł...  Gówno prawda. Porządek to eliminacja zbędnych przedmiotów, to znaczy - śmieci. Tak, to wszystko, co masz w szafie od lat, co od niepamiętnych czasów nie widziało światła dziennego i zapewne wyszło już z obiegu wiele lat temu, to śmieci. Wiem, przykro pogodzić się z faktem, że jakieś trzy czwarte Twojej garderoby kwalifikuje się na wysypisko, ale nie zrobisz kroku do przodu, jeżeli się tego nie pozbędziesz. Dlatego podwiń rękawy, weź do ręki duży worek, przyjrzyj się każdej rzeczy z osobna i zaczynamy akcję "czyszczenie przestrzeni" - czas start!

No dobra, ale jak to zrobić? Na podstawie jakich klasyfikacji skategoryzować coś jako śmieć? Bo na przykład, sweterek po babci, może nie jest ostatnim krzykiem mody, może nie jest też pierwszej świeżości, ale nazwanie go śmieciem byłoby dla Ciebie obrazoburcze i sama myśl o tej rzeczy jak o śmieciu rani Twoje uczucia... Spokojnie. Marie Kondo ma bardzo prosta metodę, dzięki której od razu poczujesz, że rzecz, którą trzymasz w ręku, nie jest Ci już potrzebna.... Pewnie czytałaś nieraz wypowiedzi "ekspertów do spraw zawartości garderoby", którzy twierdzą, że powinno się wywalić z szafy wszystko, czego nie założyłaś w przeciągu ostatniego roku. Albo pozbyć się wszystkiego, co ma już pewne ślady użytkowania. Albo wszystko, co nie jest zgodne z Twoją grupą krwi, znakiem zodiaku, żywiołem itp. Pomińmy te złote wskazówki milczeniem... Chyba nie wspomniałam wcześniej, że Marie ma w sobie dużo energii i pogody ducha małej dziewczynki. Za porządki też bierze się z zapałem kilkulatki i zawsze selekcję rzeczy zaczyna od pytania - czy to, co trzymasz w ręku, sprawia Ci radość?

Cholera, że ja na to nie wpadłam... Przez lata składowałam niepotrzebne szmaty, graty i rupiecie, tłumacząc sobie, że: są praktyczne, pasują do wielu rzeczy, nie założę ich teraz, ale na pewno założę kiedyś, są szykowne/modne/wygodne itp. Zapomniałam zapytać samą siebie, czy użytkowanie każdej z tych rzeczy choć odrobinę mnie uszczęśliwia. Dlatego metoda KonMari jest taka fenomenalna. Jest dziecinnie prosta.

Nie, nie uszczęśliwia mnie to. I to też nie. I to też. Zapełniłam kilka worków rzeczami, które nie dość, że nie sprawiały mi radości, to jeszcze swoim absolutnym brakiem przydatności wprawiały mnie każdego dnia w stan permanentnego wkurwienia. Worki ze śmieciami wywalałam z uczuciem błogiej ulgi. To było coś w rodzaju katharsis - poczułam się tak, jakby ktoś zdjął mi z pleców ciężki kamień.

Oczywiście, ta metoda też ma swoje pułapki. Bo może się okazać, że w przypływie euforii i dawnych wspomnień uszczęśliwia Cię wszystko - wyszczerbiony kubek, miś z dzieciństwa, fluorescencyjne spodnie - dzwony z szalonych lat Twojej wczesnej młodości... Do uczucia radości dodaj jeszcze odrobinę rozsądku. Twoje mieszkanie wkrótce Ci za to podziękuje.

Wywalanie nie jest proste, bo niemal zawsze podczas redukcji, na widok wciąż rosnącej góry rzeczy zbędnych, pojawiają się wyrzuty sumienia. Tak, przerobiłam to... Myśli w stylu: tyle pieniędzy w błoto, jestem taka niepraktyczna, kiedy wreszcie przestanę kupować pod wpływem impulsu, wyrzucam, a dzieci w Afryce chodzą na golasa.... Nie ma lekko, ale uwierz mi, wyrzucanie ma w sobie moc terapeutyczną - widząc, ilu rzeczy się pozbywasz, odechce Ci się rajdów po centrach handlowych, kupowania na pocieszenie, albo na zapas - a wysiłek jaki włożysz w pracę nad eliminacją całego tego stosu gratów, sprawi że już zawsze będziesz się zastanawiała nad tym, co kupujesz.

Marie Kondo wielokrotnie podkreśla, że sztuka skutecznego sprzątania jest dziecinnie prosta. Wystarczy tylko Twój zapał, konsekwencja i przestrzeganie kolejności kategorii, na które KonMari podzieliła wszystkie rzeczy, jakie nas otaczają. Nauczona doświadczeniem, radzi sprzątać w tej kolejności: 

  1. Ubrania (bielizna, buty i torebki też, o dziwi, wchodzą w skład tej kategorii
  2. Książki
  3. Papiery
  4. Różności (po japońsku - komono, czyli wszystko to, co my nazywamy gadżetami, bibelotami, drobiazgami... sama wiesz, ile tych duperszmitów poupychałaś w szufladach) 
  5. Rzeczy o wartości sentymentalnej (zdjęcia, pamiątki, listy, prezenty itp.)
Dlaczego tak? Najłatwiej zacząć od rzeczy najłatwiejszych, a najtrudniejsze (tzn, nacechowane silnym ładunkiem emocjonalnym) zostawić na koniec. Po segregacji początkowych kategorii, będziesz już dobrze wprawiona, żeby bez problemu zmierzyć się z listami od Twojego byłego, drewnianymi koziołkami z pierwszej wycieczki szkolnej do Poznania, kolekcją maskotek i cała furą zdjęć.

#3 Segreguj mądrze

Ok, powywalane. Teraz w rozkosznie pustej przestrzeni trzema rozmieścić to, co zostało przez Ciebie sklasyfikowane jako przydatne, lubiane, wywołujące radość i niezbędne do życia. Działamy!

Przede wszystkim - każda rzecz musi mieć swoje miejsce. Marie z tym swoim ujmującym dziecinnym stylem postrzegania świata, tłumaczy to tak - rzeczy każdego dnia pomagają ci pokonać codzienne trudy. Buty przemierzają z Tobą masę kilometrów, torba dźwiga Twoje rzeczy osobiste, ubrania chronią Cię od zimna i znoszą zmienne warunki atmosferyczne. Gdy przychodzisz do domu zmęczona, wiedz, że dla Twoich rzeczy ten dzień też był trudny. Dlatego traktuj je z szacunkiem, odłóż na miejsce dedykowane tylko im i pozwól odpocząć... A mówiąc prościej, bez wnikania w tę dziecięcą filozofię (słodką, swoją drogą), po prostu wyznacz każdej rzeczy jej stałe miejsce i trzymaj się tego, jeżeli nie chcesz, żeby po wielu trudach sprzątania znów niedługo przywitał Cię pierdolnik...

Zasada Marie dotycząca segregacji jest prosta - minimum na wierzchu, maksimum w środku. Po to masz szafki, szafy, komody, szuflady, pudła, skrytki, żeby chować, a nie wystawiać wszystko na światło dzienne. Im szybciej nauczysz się, że rzecz po użyciu chowa się na miejsce, tym szybciej zapomnisz o tym, czym jest bałagan.




#4 Less is more...

KonMarie uczy nas bardzo ważnej umiejętności - życia w zgodzie z zasadą minimalizmu. Cecha rzadko spotykana w kraju nadwiślańskim, gdzie, choć komunizm pożegnaliśmy ponad dwie dekady temu, to społeczeństwo polskie wciąż rzuca się na dobra materialne, jakby jutra miało nie być... Naucz się otaczać przedmiotami, które są Ci naprawdę potrzebne i które sprawiają Ci radość. Wybieraj dobre gatunkowo tkaniny, ładne i ponadczasowe przedmioty, uniwersalne dodatki, które nie znudzą Ci się po jednym sezonie. To wspaniałe, jak lekko żyje się, przestrzegając zasady absolutnej prostoty.

Muszę przyznać, że podczas fazy segregacji, zadawałam sobie pytanie nie tylko o radość z użytkowania rzeczy, ale także o ich funkcjonalność, bo zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że nie samą radością człowiek żyje. Okazało się, że bluzka, która mnie uszczęśliwia (uszczęśliwia mnie patrzenie na nią, nie chodzenie w niej - bo nie pamiętam, kiedy ja ostatnio założyłam..), nie dopina się w biuście (co jednak stwierdziłam z niemałą satysfakcją), a uszczęśliwiających mnie swoim pięknym fasonem butów ne założę już nigdy więcej, bo są tak niewygodne, że po całym dniu chodzenia w nich, czuję się jak kaleka.

Reasumując - mało to piękny stan i powinniśmy do niego dążyć. Lekcja KonMarie nauczyła mnie, że nie potrzebuję góry ubrań, skoro i tak chodzę tylko w kilku. Wyrzuć bez żalu wszystko co zalega w Twoim mieszkaniu. Przedmioty, których używasz zyskują duszę, żyją wraz z Tobą. Te, które leżą na dnie szafy, są tylko bezwładnymi kawałkami materiału. Pozbądź się ich i przywróć swojemu wnętrzu utraconą przestrzeń.

#5 Odetchnij z ulgą - właśnie posprzątałeś swoje życie


To już koniec - jeżeli przestrzegałaś wszystkich zasad i zaliczyłaś wszystkie fazy, to pewnie siedzisz teraz w fotelu z kubkiem aromatycznej herbaty, w otoczeniu przedmiotów, które lubisz i których z przyjemnością używasz każdego dnia. Praca nie poszła na marne - teraz każdego dnia możesz delektować się wolną przestrzenią w swoim domu. Warto było, prawda? Z kursu Marie zapamiętaj, że mniej znaczy więcej. Kupuj tylko to, co naprawdę jest Ci potrzebne, pozbywaj się tego, czego już nie lubisz. Zachowaj równowagę rzeczy, a osiągniesz równowagę myśli.


A jeżeli wciąż zastanawiasz się, czy dobrze zrobiłaś, wywalając sweter po babci, zapewniam Cię - zarówno on, jak i masa innych rzeczy, które wylądowały w koszu na śmieci, od dawna nie był Ci już potrzebny...

Marie Kondo, Magia sprzątania (wyd. MUZA S.A, 2015)

8 komentarzy:

  1. ohhh.... jak to cudownie przeczytać, że ktoś ma te same rozterki, co ja! Słyszałam już o tej książce, a raczej czytałam na blogu Kasi Tusk, i planuję ją zakupić. Tylko ja raczej potrzebuje dodatkowego przewodnika w wersji dla mężczyzn :P haha sama zaś obecnie czytam 'W domu Madame Chic', to również ciekawa książka mówiąca o porządku w życiu i w domu. To niesamowite, jak te dwa aspekty na siebie wpływają. PS. Uwielbiam porządek w domu, a że mam czarną podłogę, potrafię odkurzać dwa razy dziennie (jeśli mam siłę :P) Miłego wieczoru!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Simple Dancer!
      Bardzo polecam tę książkę :) Niby każdy wie, że nadmiar szkodzi, a szafa nie jest z gumy, ale okazuje się, że wyrzucanie rzeczy stanowi dla większości ludzi ogromny problem...
      Książka jest dla każdego - i dla kobiet i dla mężczyzn, bo bałagan zwykle jest unisex ;) Madame Chic znam z jej pierwszej książki, muszę przeczytać tę nową!
      Cieszę się, że mój tekst Cię zainteresował i witam ponownie!

      P.S
      Od Twojego bloga zwykle zaczynam dzień :)

      Usuń
  2. Do końca trzymałem kciuki że chociaż część te buty wylądują na stope Mali, ta dziewczyna z ktorej bije mądrość z poprzedniego wpisu która często spotykasz na przestanku i chodzi na bosaka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie zgadzam się ze stwierdzeniem jakie jest zawarte w pierwszym zdaniu. Sama tak mam, że źle się czuję jak w swoim mieszkaniu mam może nie bałagan, to za duże słowo, ale nieporządek. Staram się też nie gromadzić rzeczy, że może się przyda. Na ogół i tak się nie przydaje. Co do sprzątania to na https://www.leifheitsklep.pl/ mam zamiar trochę sprzętu sobie kupić. Z pewnością będzie to mop, myjka do okien, a co jeszcze to muszę pomyśleć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń