niedziela, 4 lutego 2018

Magiczny czas dzieciństwa


Nikt nie cechuje się tak wielką wrażliwością w kwestii postrzegania świata, jak ciekawskie maluchy. Nikt nie wyróżnia się tak dogłębną spostrzegawczością, jak dziecięce oczy. Jeżeli pragniesz szczerej odpowiedzi na swoje pytania, poproś o opinię dzieci. Ich trafne, bezpośrednie, a momentami nawet bezwzględne spostrzeżenia nie pozostawiają miejsca na jakiekolwiek domysły...

Dzieci widzą więcej, czują dogłębniej i rozumieją lepiej. Wiedział to doskonale Janusz Korczak, który niemal całą swą twórczość poświęcił opisywaniu dziecięcego świata. Wiedział to także Henry Darger, uwieczniając na swych płótnach dziecięce postacie na tle kolorowej przyrody. Julia Kijowska i Wojciech Faruga podjęli się niezwykle trudnego zadania - kwintesencję płynącą z dzieł obu tych artystów połączyli ze sobą, by następnie wystawić na scenie warszawskiego Teatru Ateneum niezwykle emocjonalne, tętniące feerią barw widowisko. 

Trudno określić, jaki gatunek reprezentuje "Spowiedź motyla". Utwór to istna hybryda skupiająca w sobie cechy spektaklu, koncertu i artystycznego performance'u - coś, czego na polskich scenach jeszcze nie było. Inspiracją dla Kijowskiej i Farugi były zapiski 14-letniego Janusza Korczaka, a właściwie Henryka Goldszmita, bo tak brzmiało prawdziwe imię i nazwisko dziecięcego pisarza. Jego przemyślenia i refleksje posłużyły twórcom za treść sztuki, która opowiada o dojrzewaniu, oswajaniu się z bólem i stratą, a także szukaniu odpowiedzi na pytanie o własną tożsamość. 




Biorąc pod uwagę źródła, które posłużyły za podstawę przy pracy nad sztuką, trudno się dziwić, że na scenie pierwsze skrzypce grają dzieci. Wokół Julii Kijowskiej, która wciela się w postać Henryka Goldszmita, biega wesoła gromadka dziewczynek w wieku zbliżonym do Korczaka z czasów, gdy pisał ów dziennik. Ciekawe jest to zestawienie rozbrykanych, piskliwych panienek z niezwykle cichym i melancholijnym chłopcem, który próbuje poradzić sobie po stracie ukochanej babci. Dziewczynki notorycznie wytrącają go z równowagi, przerywają momenty zadumy, zaczepiają go, hałasując przy tym niemiłosiernie. A jednak w tym pozornym chaosie jest ukryty sens. Dziecięce zabawy, żarty, mądrości - wszystko to sprawia, że bujający w obłokach Henryk zaczyna rozumieć otaczającą go rzeczywistość i stopniowo akceptuje proces nieuchronnych zmian, którego nie da się zatrzymać. 

Treść sztuki od razu skojarzyła mi się z kultową powieścią "Piotruś Pan". W spektaklu, podobnie jak w książce Jamesa Matthew Barriego, bohaterowie funkcjonują w przestrzeni, w której zatrzymał się czas, gdzie warunki atmosferyczne zmieniły się diametralnie, a wszystko wokoło zamarło w bezruchu. Tymczasowość, jaka zapanowała nad światem, zatrzymała wszelkie życiowe procesy, łącznie z dorastaniem. Zetkniecie z mityczną "Nibylandią", krainą wiecznego dzieciństwa, to dla Henryka okazja, żeby powrócić raz jeszcze myślami do wspomnień związanych z babcią, która uczyniła jego dziecięcy świat szczęśliwym i bezpiecznym. Żałoba po jej śmierci łączy się z końcem dzieciństwa. Gdy chłopiec przeboleje obie te straty, będzie mógł ze spokojem wejść w etap dorosłości.




Sztukę wzbogaca wspaniała aranżacja muzyczna. W części koncertowej usłyszymy wspaniały głos Julii Kijowsiej, która na scenie prezentuje piosenki własnego autorstwa. Występ artystki dopełnia muzyka na żywo Radka Łukasiewicza z zespołu Pustki. Nie da się jednak zaprzeczyć, że spektakl jest przede wszystkim niezwykle wysmakowanym dziełem wizualnym. Kwiatowa scenografia zachwyca, czaruje i nie pozwala widzom choćby na chwilę oderwać oczu od sceny. Ściana z kwiatów jak spod pędzla Henry'ego Dargera to mało - na scenie zobaczymy też autentyczną sadzawkę! Wodę przyozdabiają niewielkie pieńki, po których można swobodnie skakać. Cały spektakl zdaje się być urzeczywistnieniem dziecięcej krainy czarów. Dziewczynki w pastelowych sukienkach fruwają wśród kwiatowej instalacji jak motyle, a w powietrzu iskrzy się złote konfetti. Darger nie mógłby tego lepiej przedstawić...




"Spowiedź motyla" to piękny i wzruszający portret Janusza Korczaka, jakiego dotąd nie znaliśmy. Przyzwyczajeni do postrzegania tego pisarza przez pryzmat jego heroicznej śmierci, zapomnieliśmy, że on sam także był kiedyś dzieckiem. Sztuka czci pamięć o Korczaku w sposób piękny, poetycki, ale bez patosu. Pokazuje ludzkie, wrażliwe oblicze Goldszmita, jego zagubienie, trud dorastania i ból po stracie ukochanej osoby. Takim Henrykiem był przecież każdy z nas u progu dorosłości. Spektakl Julii Kijowskiej i Wojciecha Farugi pozwala nam przypomnieć i zapamiętać ten wyjątkowy czas. 



Zdjęcia, materiały - Teatr Ateneum 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz