Kto sądził, że tytuł najnowszej sztuki Iwana Wyrypajewa jest żartem, albo luźną metaforą, ten się zapewne mocno zdziwił, bowiem reżyser podszedł do tematu niezwykle serio... "Irańska konferencja" niewiele ma wspólnego ze spektaklami, do których Wyrypajew przez lata przyzwyczaił swoich widzów. Były już małżeńskie kłótnie, kryzysy egzystencjalne, poszukiwanie Boga i dylematy nad sensem istnienia. Tym razem rozmowy o boskiej instancji toczyć się będą na szczycie, bo twórca postanowił zaaranżować scenę na miejsce poważnej debaty o losach Bliskiego Wschodu. Jednak, jak to u Wyrypajewa bywa, akcja nieoczekiwanie przybiera zupełnie inny bieg, a problemy, które wnoszą na mównicę poszczególni prelegenci, stają się coraz bardziej uniwersalne...
Wiele rzeczy w teatrze widziałam, ale konferencji z prawdziwego zdarzenia jeszcze nigdy. O tym, jak bardzo sztuka Iwana Wyrypajewa jest prawdziwa, świadczył chociażby sprzęt do tłumaczeń symultanicznych, rozdawany widzom przed wejściem na salę. Po co? Otóż, sztuka, jak na konferencję przystało, grana jest w języku angielskim. Zabieg ten ma nie tylko oddać autentyczną atmosferę debaty na szczycie, ale także ułatwić odbiór spektaklu widzom w krajach, gdzie przedstawienie Wyrypajewa zostanie wystawione gościnnie.
Scena na Woli warszawskiego Teatru Dramatycznego istotnie przypomina salę konferencyjną. Przestrzeń zajmuje osiem krzeseł, przygotowanych dla "prelegentów" plus dodatkowe miejsce dla prowadzącego debatę. Atmosfera jest podniosła, bo i temat konferencji niezwykle istotny. Wbrew pozorom, Iran jest tylko pretekstem do rozmowy, która wraz z biegiem akcji zaczyna mocno wykraczać poza ustalone wcześniej ramy. W toku dyskusji szybko okaże się, że problemy Bliskiego Wschodu są nam wszystkim bliższe, niż przypuszczaliśmy...
Scena na Woli warszawskiego Teatru Dramatycznego istotnie przypomina salę konferencyjną. Przestrzeń zajmuje osiem krzeseł, przygotowanych dla "prelegentów" plus dodatkowe miejsce dla prowadzącego debatę. Atmosfera jest podniosła, bo i temat konferencji niezwykle istotny. Wbrew pozorom, Iran jest tylko pretekstem do rozmowy, która wraz z biegiem akcji zaczyna mocno wykraczać poza ustalone wcześniej ramy. W toku dyskusji szybko okaże się, że problemy Bliskiego Wschodu są nam wszystkim bliższe, niż przypuszczaliśmy...
Akcja sztuki dzieje się podczas międzynarodowej konferencji w Kopenhadze, gdzie grupa ekspertów dyskutuje na temat losów Iranu. Wśród uczestników debaty są naukowcy, dziennikarze, specjaliści zajmujący się kulturą i polityką Bliskiego Wschodu, aktywiści, a nawet reprezentująca swój kraj irańska poetka. Wraz z rozwojem dyskusji, zaczynają ścierać się zupełnie różne doświadczenia, opinie i poglądy - szczególnie te dotyczące religii i Boga. Stopniowo zaczyna narastać konflikt pomiędzy zwolennikami teorii o sile boskiej instancji, a tymi, którzy twierdzą, że najważniejszy jest człowiek i jego prawa.
Mimo poważnej, iście dyplomatycznej konwencji, sztuka wcale nie nudzi, a rozmowy toczące się na podium są szalenie interesujące. Choć początkowo czułam konsternację patrząc na wydarzenia, które nijak nie pasowały mi do teatralnej sceny, wkrótce z zaskoczeniem zauważyłam, że sztuka zaczyna mnie bardzo angażować, a każde kolejne wystąpienie gorączkowo analizuję i zestawiam z własnymi teoriami. Trzeba przyznać, że na tym polu Wyrypajew odniósł sukces - "Irańska konferencja" porusza do głębi i choć możemy (a nawet powinniśmy!) kłócić się z poszczególnymi ideami, które reprezentuje każdy z mówców, ich wstąpienia pozostaną jeszcze długo w naszej pamięci.
Wachlarz poglądów wśród zaproszonych ekspertów okazał się niezwykle urozmaicony. Pewien specjalista od spraw Bliskiego Wschodu, Daniel Christensen (Juliusz Chrząstkowski) w swym długim, ale intrygującym wywodzie usiłował pokazać słuchaczom, jak bardzo współczesny człowiek nastawiony jest na branie i jak wiele wymaga od życia, nie dając nic w zamian. To nawet do mnie trafiło - w przeciwieństwie do kolejnego prelegenta, Olivera Larsena (Richard Berkeley), którego tezę można by streścić w tym oto prostym stwierdzeniu: "Straciłeś cały dorobek swojego życia? Cóż, widocznie Bóg tak chciał... Ale nie przejmuj się! Nawet jeżeli nie masz gdzie mieszkać, wciąż jesteś w posiadaniu wielkiego skarbu - boskiego miłosierdzia"...
Miałam swoich faworytów. Wśród nich znalazła się na pewno Astrid Petersen (Agata Buzek), którą wypowiedź Larsena rozjuszyła tak bardzo, że na mównicę wstąpiła rozdygotana ze złości. Trudno się dziwić, skoro Astrid hołdowała teorii, że należy zejść z niebios i skupić się na przyziemnych sprawach, jak np, łamanie podstawowych praw człowieka ( prawo do życia, prawo do wolności, prawo do kochania itp.). Żeby nie było zbyt poważnie, głos zabrał też cyniczny pisarz, Gustav Jensen (Mariusz Zaniewski), który ostentacyjnie obnosił się ze swoją tezą, że życie to czysta biologia i próżno szukać w nim boskiego pierwiastka. Choć postać Zaniewskiego cechowała ogromna bezczelność i arogancja, przyznam, że ze swoim dystansem i powątpiewaniem we wszystko, co usłyszał na konferencji, zyskał moją sympatię.
Wśród barwnych postaci nie zabrakło też księdza (Redbad Klynstra), sfrustrowanego dziennikarza z traumami z przeszłości (Philipp Mogilnitskiy) i żony premiera Danii, która wprawdzie nie wzbogaciła dyskusji merytorycznie, ale rozbawiła publiczność opowiadając o biednych, acz szczęśliwych Peruwiańczykach, których egzystencja w lepiankach, w otoczeniu skrajnej biedy jest stokroć bardziej wartościowa, niż bogate i wystawne życie większości Duńczyków... W plebiscycie na najbardziej żenującą wypowiedź roku, Pani Emma Schmidt-Poulsen (Magdalena Górska) bez wątpienia zajęłaby pierwsze miejsce. Koniecznie trzeba też wspomnieć o uroczym prowadzącym, Philippie Rasmussenie (Krzysztof Kumor), który swym beztroskim i odrobinę nachalnym sposobem bycia skutecznie rozładowywał napiętą atmosferę na scenie.
Jednak, jak to u Wyrypajewa bywa, nie mogło zabraknąć efektu zaskoczenia, a właściwie gigantycznej konsternacji... Kiedy po przeszło dwóch godzinach gorących sporów o Boga, prawa człowieka, tolerancję i wpływie islamu na życie muzułmańskich kobiet, głos zabrał najbardziej oczekiwany gość - Shirin Shirazi (Patrycja Soliman), stwierdzenie "zbierać szczękę z podłogi", nabrało bardzo głębokiego sensu i iście realistycznego wyrazu. Występ Shirin - irańskiej poetki, która przez dwadzieścia lat żyła w areszcie domowym po tym, jak władze irańskie błędnie zinterpretowały jej utwory - okazał się równie dosadny, co niespodziewany i prawdę mówiąc, wciąż się zastanawiam, o co autorowi chodziło, kiedy włożył w usta bohaterki peany pochwalne na temat tamtejszej rzeczywistości.
Może to był taki prztyczek w nos dla tych wszystkich duńskich mędrców, którzy pozjadali nie wiadomo jakie rozumy i pławią się w swej wiedzy, nie mając pojęcia o czym mówią? A może końcowy występ miał pokazać widzom, jak różnie można interpretować podstawowe wartości? Może błędem jest wśród zachodnich polityków interpretowanie zasad obcych kultur w kategoriach dobra i zła? Może nie należy zabierać głosu na temat materii, której nigdy nie poznaliśmy empirycznie? Nieraz ci, co chcieli naprawiać świat, zepsuli go jeszcze bardziej... Tylko z drugiej strony trudno uwierzyć w piękną, przesyconą mistycyzmem i magią opowieść Shirin. Może powinnam sparafrazować fragment wypowiedzi Olivera Larsena i zapytać wprost - "Po co ta konferencja?" Bo choć widowisko, jakie zaserwował nam reżyser, okazało się niezwykle interesującym doświadczeniem, wciąż mam duży problem ze znalezieniem odpowiedniej puenty dla tego spektaklu. A może wcale nie miało być żadnej puenty? U Wyrypajewa nigdy nic nie wiadomo...
Jestem pełna podziwu dla wszystkich artystów, którzy doskonale odnaleźli się w konferencyjnym klimacie i bezbłędnie weszli w swoje role. Chylę czoła przed polskimi aktorami, którzy przez cały czas trwania sztuki z ogromną łatwością toczyli dyskusję w języku angielskim. Podziwiam Iwana Wyrypajewa za oryginalny pomysł, żeby temat tak nieteatralny przekuć w iście teatralne show. To przykład spektaklu, który zmusza widza do intensywnego myślenia, analizowania, sporów i polemik - nie tylko z artystami, ale także z samym sobą. Gwarantuję Wam, że po obejrzeniu "Irańskiej konferencji" będziecie musieli zmierzyć się z masą pytań o kwestie, które do niedawna wydawały Wam się oczywiste i definitywnie rozstrzygnięte. I dobrze, w końcu o to chodzi w teatrze. Niewiele jest spektakli, które tak mocno angażują nasze leniwe umysły. Wyrypajew kolejny raz podjął się tego wyzwania i znowu zrobił to dobrze.
Prapremiera spektaklu odbyła się w Teatrze na Woli: teatrdramatyczny.pl
Zdjęcia, materiały - WEDA Dom Artystyczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz