niedziela, 30 stycznia 2022

Dwoje nie do pary. "Gabinet" na scenie Teatru Młyn

 

Spektakl Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej można potraktować jako lekką komedię omyłek, wówczas będzie to po prostu wieczór dobrej rozrywki w wykonaniu świetnych artystów. Ale można  a nawet powinno się  zastanowić nad problematyką tej sztuki także nieco głębiej, bo pod warstwą komediowej otoczki kryje się prawdziwy dramat dwojga samotnych, nieszczęśliwych ludzi.

Początkowo perypetie bohaterów Gabinetu są bardzo zabawne, choć momentami trudno uwierzyć, że sytuacja, która ich dotyka, mogłaby się wydarzyć naprawdę. Otóż, pacjentka (Paulina Holtz) wpada do gabinetu ortopedy (Rafał Kosecki) mocno spóźniona. Kobieta ma pecha, że trafiła na człowieka, który bardzo przestrzega godzin swojej pracy i początkowo kategorycznie odmawia jej przyjęcia. Wreszcie, po wielu prośbach, groźbach i szlochach postanawia zejść z tonu, ale robi wywiad w iście sprinterskim tempie, nawet nie zawracając sobie głowy badaniem. To wywołuje w pacjentce jeszcze większe oburzenie i pewnie wszystko skończyłoby się awanturą na całą lecznicę, gdyby nie zamknięte drzwi do gabinetu. Nieoczekiwanie okazuje się, że bohaterowie zostali uwięzieni w przychodni i chcąc nie chcąc, są skazani na swoje towarzystwo aż do rana, kiedy recepcjonistka wróci z pękiem kluczy i otworzy gabinet. 

Dla kobiety te okoliczności są wyjątkowo niekomfortowe. Wybrała się do lekarza zostawiając w domu męża i dzieci, a także górę najróżniejszych obowiązków. Do tego jeszcze nie wzięła telefonu, więc nie ma jak poinformować partnera o tym niefortunnym wydarzeniu. Z kolei jej współtowarzysz niedoli swoje obecne położenie przyjmuje ze stoickim spokojem, co pacjentkę doprowadza do istnego szału. Lekarz nie ma się gdzie ani do kogo spieszyć, godzi się z tym, co zsyła mu los i równie dobrze może przenocować na kozetce. Obecność kobiety jest dla niego odrobinę niezręczna, ale nie na tyle, żeby zburzyć jego żelazny plan dnia. 



Ciekawe są nie tylko okoliczności, w jakich się znaleźli, ale także i fakt, że oto spotkały się ze sobą dwie osoby o tak skrajnie różnych stylach życia i charakterach. Lekarz  flegmatyk, pedant z daleko posuniętą nerwicą natręctw, dziwak, który całe życie wydaje się mieć zaplanowane z dokładnością co do minuty. Ona  kobieta wielozadaniowa, która na co dzień funkcjonuje jako centrum dowodzenia domowym wszechświatem, matka, którą zdecydowanie przerasta macierzyństwo i wreszcie kobieta, która tak zwyczajnie chce być kochana. Takie nietypowe zestawienie zupełnie skrajnych osobowości musi prowadzić do nieoczekiwanych zwrotów akcji. I faktycznie prowadzi. 

Ale równie istotne w tej fabule  jeżeli nie najistotniejsze  jest to, czego oboje nie mówią, a co widz może zaobserwować w ich zachowaniu lub w scenach retrospekcji przedstawionych pomiędzy kolejnymi wydarzeniami. I nagle portrety histeryczki i neurotyka zastępują inne, znacznie bardziej poruszające obrazy. W tym kobiecym z pewnością mogła przejrzeć się znaczna część żeńskiej publiczności. Na scenie widzimy bohaterkę, której życie rodzinne i uczuciowe jest dalekie od sielanki. Samotność, bezsilność, brak wsparcia ze strony partnera i poczucie uwięzienia w kieracie domowym, to przecież rzeczywistość wielu kobiet. Nawet tym z widzek, dla których małżeństwo i dzieci to jeszcze abstrakcyjne, mgliste wizje, uderzające musiało być, jak bardzo samotna i niekochana czuje się bohaterka w otoczeniu bliskich jej osób. Dla mnie właśnie liczne flashbacki z życia młodej mamy i żony okazały się najważniejszymi elementami tego pozornie lekkiego spektaklu i najbardziej wbiły się w pamięć. Podczas niedawnej wizyty w Muzeum Warszawy, której towarzyszyło oglądanie wystawy Niewidoczne. Historie warszawskich służących, uświadomiłam sobie, że kobiety wciąż pełnią tę nieformalną rolę w wielu domach. Do sprzątania, gotowania i innych czynności należy także dopisać opiekę nad dziećmi, bo przecież niańczenie potomstwa to od zarania dziejów sprawa kobiet  tylko i wyłącznie. Choć nie powinno tak być i Gabinet jest tego żywym przykładem. 




Przyznaję, że spektakl nie jest doskonały. Bohaterowie są nieco przerysowani, zbyt impulsywni i rozkrzyczani, ale można to tłumaczyć potrzebą komizmu w sztuce i rozluźnienia momentami bardzo poważnej i nieco przygnębiającej atmosfery. Dla niektórych problemem może być też dziwność samej fabuły  bo kto zamyka gabinet na klucz, nie sprawdzając uprzednio, czy w środku jest lekarz z pacjentem? Nie każdy też lubi słuchać o pieluchach i kupie za paznokciami. Myślę jednak, że nie ma co rozkładać tego spektaklu na części pierwsze, skoro wszystkie jego elementy łącznie tworzą dzieło mądre, potrzebne i skłaniające do refleksji. 

Wielkim atutem sztuki jest jej obsada. Paulina Holtz i Rafał Kosecki stworzyli na scenie bardzo wyraziste kreacje, zagrali je z wyjątkowym uczuciem i zaangażowaniem. Nie jest to żadna nowość w repertuarze Teatru Młyn, a co więcej, tytuł tworzy spójną retorykę z innymi spektaklami tej sceny, które także w różnym tonie traktują o relacjach, związkach oraz cieniach i blaskach macierzyństwa. Odnoszę wrażenie, że założycielki Fundacji Młyn tworzą program artystyczny mocno czerpiąc z własnych doświadczeń życiowych i pewnie dzięki temu ich przedstawienia są tak bliskie codzienności. 

Tak naprawdę Gabinet nie jest wcale o kłótni pacjentki i lekarza, ale o dwójce zagubionych ludzi, którym brakuje miłości, uwagi i bliskości drugiego człowieka. To podstawowe potrzeby każdego z nas, jednak często okazuje się, że szalenie trudno je spełnić. Wieczór z bohaterami tego spektaklu może uświadomić niektórym, że nigdy nie jest zbyt późno na zmiany – nieważne ile mamy lat, jaki jest nasz stan cywilny i status społeczny. Czy bohaterom tej opowieści się to udaje? Możemy przypuszczać, że tak i ten pozytywny akcent napawa nadzieją, że wbrew pozorom, wszystko w życiu jest możliwe. 




fot. J. Karczewski

Materiały prasowe: Teatr Młyn

2 komentarze:

  1. "Nieważne jak piszą byle by nazwiska nie przekręcali" W Etykiecie jest Kostecki zamiast Kosecki . Tyle z tego co wynika z mojej próżności. A tak na poważnie, dziękuje za recenzje i cieszy mnie, że zwróciła Pani uwagę na sytuację "kobiet wielozadaniowych" . To najistotniejsze przesłanie, jako męski feminista bardzo mi zleży aby ojcowie troszczyyli się o dom nie tylko zarabiając pieniądze. W końcu jedyne dwie rzeczy jakie facet potrafi robić równocześnie to żuć gumę i jechać windą .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Rafale, bardzo dziękuję za czujność - etykieta z Pana nazwiskiem poprawiona. Gratuluję ciekawej i mądrej roli. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń