Spośród wszystkich
książek, jakie miałam okazję przeczytać do tej pory, najbardziej poruszyły mnie
te ujmująco szczere, których autor jest pilnym obserwatorem codziennego życia i
skrupulatnie zapisuje prostym, oszczędnym językiem, każdą pojedynczą chwilę,
która go zachwyciła. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, Krystyna Janda okazała się
w tym temacie prawdziwą mistrzynią. W lipcu ubiegłego roku, po 13 latach,
wydawnictwo WAB wznowiło nakład jednej z pierwszych książek Jandy. Moja
droga B, to pozycja obowiązkowa dla wszystkich - nie tylko dla miłośników
jej twórczości.
Czytając
tę książkę, odbiorca ma czasem wrażenie, że wtargnął nieproszony do domu
aktorki, ukrył się w szafie i podsłuchuje prywatne rozmowy, przeznaczone
bynajmniej nie dla jego uszu. Wszystko przez swobodną konwencję, którą Janda
bawi się wyśmienicie. Moja droga B, to nie żadna powieść, ani biografia,
ale zbiór listów pisanych przez Krystynę Jandę do przyjaciółki. Nie takich
znowu zwykłych listów... W tej osobistej korespondencji jest coś niezwykłego, co
od razu dostrzeże każdy z czytelników. Janda w każdym liście zatrzymała chwilę,
uwieczniła ją na kartkach i opisała niemal wszystkimi zmysłami. Tytułowa B, adresatka
owych barwnych i przezabawnych wiadomości, musiała świetnie się bawić, czytając
wspomnienia, wyznania i refleksje swojej przyjaciółki. Każdy z nich przypomina
bardziej felieton niż list. W każdym autorka uwypukla rzeczy ważne, o których
zapominamy i najzwyklejsze drobiazgi, których w pędzie życia przestaliśmy
zauważać. Te listy są bez wątpienia wyjątkowe, ciepłe, bardzo refleksyjne.
Niewybaczalnym grzechem byłoby schować je do pudełka i zamknąć na dnie
szuflady. Może dlatego Krystyna Janda postanowiła pokazać je światu? Oddając tę
książkę w ręce czytelników, Janda uczy nas trudnej sztuki uważnego życia,
udowadnia nam, że szczęście to wcale nie sukces, czy wielkie pieniądze, ale
piękno przyrody, deszcz, ulubione książki, cisza, aromat wybornej kawy, zapach
prowansalskich pól. Kto potrafi dostrzec ułamki pojedynczych chwil, może uważać
się za człowieka szczęśliwego. Janda potrafi, bez dwóch zdań.
Jest
sylwester, 1999 roku. Krystyna Janda, wybitna aktorka, żona i matka, jedzie
samochodem przez zasypane śniegiem podmiejskie drogi. Jutro, pierwszego dnia
2000 roku, o szóstej rano, cały świat zacznie się modlić o pokój na świecie (…)
Ludzie zajęci sprawami, które niesłusznie uznali za najważniejsze,
przegapili już tyle naprawdę ważnych momentów w życiu... Za oknem zapierający
dech w piersiach śniegowy pejzaż i cisza. Gdy wczoraj jechała tą samą drogą,
widziała starego, samotnego człowieka, który pochylał się nad swoim rowerem,
ciężko dysząc. Zawrócić? Zawróciła. Na szczęście nic mu chyba nie dolegało.
Odjechał. Był pijany. Ale mógł mieć przecież zawał serca! Aktorka wspomina ten
moment, bije się z myślami. A gdyby umarł w tych zaspach śniegu? Czy ktoś by to
dostrzegł?
Czytając
przemyślenia Krystyny Jandy, można by pomyśleć, że im bardziej człowiek jest
zajęty, im mniej ma czasu dla siebie, tym lepiej potrafi nim dysponować.
Wydawałoby się, że Janda, wielka artystka, nie ma go wcale. Jak w takim razie
udaje jej się załapać te ułamki sekund, pojedyncze gesty, dźwięki, obrazy?
Aktorka chyba po prostu nie ulega presji ulatującego czasu. Janda jest panią
swojego życia, przy czym wszystko, w co się angażuje, ma swoją hierarchię.
Pomiędzy życiem zawodowym i życiem prywatnym zbudowała pomost, drogę którą
porusza się bez pośpiechu, kontemplując mijane widoki. Po lekturze tej książki
tłumaczenia, że nasza nieuwaga i
obojętność to wynik braku czasu, są po prostu śmieszne.
W
dużym skrócie można powiedzieć, że Janda pisząc do B, swojej oddanej
przyjaciółki, trochę lekkomyślnej artystki, głosi pochwałę życia bez pośpiechu.
Szczęście to według Jandy chwile spędzone z rodziną, podróże, wieczory z dobrą
lekturą ulubionego autora. Janda nieraz w listach do B przyznaje, że nie zna
życia dzisiejszych młodych ludzi. Nie zna, ale próbuje zrozumieć. I nie może
się nadziwić, że to życie tak gna, że świat się wypala, wyniszcza, nie zaznając
przy tym ani odrobiny przyjemności – Młodzi to teraz dopiero mają trudno.
Brakuje im czasu, żeby się kochać, nie mówiąc o przeczytaniu wiersza... Życie
składa się z takich małych chwil, codziennych drobiazgów – na to autorka zwraca
nam uwagę w każdym z listów. I ostrzega, że pędząc na oślep, nie dostrzegając
niczego i nikogo wokół siebie, w końcu przegapimy życie.
Jestem
szczęśliwa, jestem dzieckiem szczęścia, ale nie wolno myśleć, że tak będzie
zawsze, trzeba się starać, pomagać szczęściu. Nie wierzyć w los, szczęście
trzeba sobie wypracować, zasłużyć na nie, stworzyć je – czy te słowa,
napisane 14 lat temu, nadal są dla aktorki aktualne? Przez ten czas w życiu
Krystyny Jandy wiele się zmieniło. W książce Janda swoje podróże z dwójką dzieci i mężem, nieżyjącym
już Edwardem Kłosińskim. Janda w listach do B, jawi nam się jako spełniona,
szczęśliwa kobieta, niepoprawna optymistka, refleksyjna marzycielka. Śmierć
ludzi zmienia, pozbawia ich złudzeń. Patrząc na Krystynę Jandę wtedy i dziś,
można by powiedzieć, że dorosła, spoważniała, jak sama mówi – śmierć odebrała
jej złudzenia. Janda marzycielka planowała przyszłość z dużym wyprzedzeniem. Dziś
pewnie jej listy do B brzmiałyby zupełnie inaczej. Pewnie miałyby w sobie
więcej powagi i skupienia. Może więcej drobiazgów umykałoby jej uwadze? Bez
wątpienia jednak byłaby wciąż tak samo prawdziwa. Prawdziwa Krystyna Janda jest
zawsze.
Janda
to nie tylko aktorka. To też wrażliwa pisarka, świetny reżyser, wszechstronna
artystka. Szczęście trzeba sobie wypracować – aktorka wierzy w te słowa i
konsekwentnie się ich trzyma. Jest autorytetem nie tylko dla ludzi związanych
ze światem teatru. Coraz więcej osób znajduje wciąż nowe powody by darzyć ją
sympatią i podziwiać. Dla tych, którzy dopiero odkrywają, co takiego
niezwykłego tkwi w Krystynie Jandzie, ta książka może być doskonałym
początkiem.
*Wszystkie
cytaty pochodzą z książki Krystyny Jandy Moja droga B, (wyd. WAB, Warszawa,
2013)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz