wtorek, 23 lutego 2021

Rossini made in USA. "Cyrulik sewilski" na scenie Opery Bałtyckiej

Wielkie dzieła operowe przedstawiano już w różnych interpretacjach, ale Cyrulik sewilski w reż. Pawła Szkotaka na deskach Opery Bałtyckiej to coś, czego na polskiej scenie jeszcze nie było. Pierwszy raz miałam okazję oglądać operę w tak nowatorskim, bardzo współczesnym wydaniu. Zapomnijcie o włoskiej scenerii, długich sukniach, krynolinach i perukach. Twórcy spektaklu zapraszają widzów do Nowego Meksyku w Stanach Zjednoczonych, który zachwyca feerią barw i wspaniałych, dobrze znanych dźwięków.

Sięgając po klasyczne opery, reżyserzy muszą liczyć się z tym, że starsza widownia doskonale zna większość operowych tytułów i trudno ją czymkolwiek zaskoczyć. Z kolei młodsi widzowie niespecjalnie garną się do oglądania spektakli, w których artyści wyśpiewują arie ubrani w peruki i stroje z epoki. Rozwiązaniem obu tych dylematów jest odświeżenie leciwych dzieł i pokazanie ich w zupełnie nowych, współczesnych aranżacjach. Tak właśnie zrobił Paweł Szkotak wystawiając na scenie Opery Bałtyckiej w Gdańsku Cyrulika sewilskiego. Słynna opera Gioacchino Rossiniego tym razem przybrała formę muzycznej satyry na mentalność amerykańskich dorobkiewiczów. Imponującą scenografię wyróżnia przepych, blichtr i wszechobecny, kiczowaty róż. W kolorowej przestrzeni scenicznej, a także w wyglądzie samych bohaterów twórcy ukryli wiele analogii do wydarzeń i zjawisk, które tak dobrze znamy z mediów. 




Czy operę faktycznie trzeba uwspółcześniać, żeby stała się czytelna i atrakcyjna dla dzisiejszego odbiorcy? Niekoniecznie, ale taki zabieg na pewno ułatwia zrozumienie problematyki utworu napisanego przeszło dwieście lat temu. Czasy się zmieniają, a wraz z nimi ewoluują gusta i oczekiwania widzów. Dawne komedie dell'arte  do których pod wieloma względami nawiązuje Cyrulik sewilski  z masą błazeńskich popisów i żartów sytuacyjnych wciąż mają swoje grono oddanych miłośników, jednak jest ich stosunkowo niewielu. Paweł Szkotak jako doświadczony twórca doskonale zdaje sobie sprawę, że chcąc zaprosić współczesnego widza do świata opery, warto  sięgać po znane mu kody kulturowe. Cyrulik sewilski na scenie Opery Bałtyckiej to przykład bardzo udanego eksperymentu, który pokazuje, że to, co dawne i to co współczesne może razem stworzyć niezwykle interesujące dzieło sceniczne. 



Zanim przejdziemy do "amerykańskiego" Cyrulika, przypomnijmy, o czym właściwie jest ta opera. Gdyby nie postać zabawnego fryzjera Figara, śmiało można by stwierdzić, że utwór opowiada o nieszczęśliwej miłości dwójki rozdzielonych ze sobą kochanków  ot, historia, jakich wiele... Na szczęście Gioacchino Rossini za wszelką cenę starał się uniknąć przesadnej ckliwości. Jak? W bardzo prosty sposób: wyśmiewając swoich bohaterów i ich dramaty. W rezultacie powstała porywająca operowa komedia (zwana operą buffa) z wartką, dynamiczną akcją i  jak przystało na komedię o miłości  szczęśliwym zakończeniem. 

Wbrew pozorom, tytułowy cyrulik wcale nie jest głównym bohaterem tego utworu  choć nie da się zaprzeczyć, że odgrywa w nim kluczową rolę. Głównym wątkiem w tym utworze jest płomienne uczucie Rozyny i Conte Almavivy  pary, która usiłuje walczyć o swoją miłość, mimo wyraźnego sprzeciwu opiekuna dziewczyny, Bartola. Majętny jegomość nie tylko sprawuje pieczę nad swoją wychowanką, ale planuje ją także poślubić. I tu właśnie do akcji wkracza awanturnik i hulaka, Figaro. Sewilski fryzjer wzruszony nieszczęściem Rozyny i Almavivy (albo raczej  skuszony obietnicą sowitej zapłaty...), postanawia pomóc zakochanej parze.

Perypetie bohaterów od początku mają znamiona typowej komedii omyłek  gatunku, który w XVIII i XIX w. cieszył się ogromnym powodzeniem. A jednak sceniczne początki Cyrulika sewilskiego były dalekie od sukcesu. Opera buffa Gioacchina Rossiniego z librettem Cesarego Sterbiniego miała swoją premierę w 1816 r. i niestety, okazała się kompletną klapą. Zła passa nie trwała jednak długo. Z czasem opowieść o cyruliku Figarze stała się jedną z najczęściej wystawianych oper na świecie, a Rossini  jednym z najpopularniejszych kompozytorów swoich czasów. 






Cyrulik sewilski w interpretacji Pawła Szkotaka w niczym nie przypomina dzieła Rossiniego w klasycznym wydaniu. Na scenie nie zobaczycie scenografii imitującej włoskie uliczki, ani kostiumów z epoki. XIXwieczną Sewillę zastąpił Nowy Meksyk w USA, a zamiast w perukach, tiulach i krynolinach, bohaterowie biegają w dresie, czy stroju do golfa... "Witajcie w ociekającym blichtrem i kiczem świecie nowobogackich!"  zdają się mówić twórcy spektaklu. Faktycznie, wszystko, co widzimy na scenie, wyróżnia ostentacyjny przepych  od bogato zdobionej bramy rezydencji doktora Bartolo, przez złote meble oraz iście królewski żyrandol, aż po rzeźby psów w salonie. 

Pieniędzmi nie gardzi także Figaro  złoty łańcuch na szyi i różowy cadillac to jego atrybuty. Jednak cyrulikowi możemy tę słabość wybaczyć, bo dodaje mu ona uroku. Zdecydowanie inne uczucia wzbudza pławiący się w luksusach Bartolo. Szkotak, chcąc maksymalnie przejaskrawić tę postać, nadał jej wygląd Donalda Trumpa. Wcielający się w Bartola Dariusz Machej w charakterystycznej fryzurze, pomarańczowej opaleniźnie i zbyt długim krawacie do złudzenia przypomina byłego prezydenta USA. Trzeba przyznać, że pomysł okazał się bardzo trafiony  trudno o lepszy przykład amerykańskiego antybohatera, który uosabiałby tyle negatywnych cech. Bartolo  Donaldo to jednocześnie najciekawsza i najbardziej absurdalna postać w tej sztuce. Machej doskonale bawi się swoją rolą, co i rusz modulując głos pod wpływem nagłych, niekontrolowanych emocji, albo przedrzeźniając pozostałych bohaterów. 

Wiele uznania mam też dla wspaniałego cyrulika, w którego na scenie brawurowo wciela się Łukasz Motkowicz. W tej niecodziennej, bardzo amerykańskiej interpretacji Figaro wygląda jak gangster z nowojorskiego Bronxu. Otoczony bogactwem i pięknymi kobietami jest żywą kalką raperów z popularnych teledysków. Figaro w czerwonych spodniach dresowych, wzorzystej koszuli i różowych (!) włosach to taki barwny ptak, wprowadzający dużo życia i humoru do tej opowieści. Współczesny, nieco dziwaczny wizerunek tego bohatera dodatkowo uatrakcyjnia przedstawienie. 

Na tle tej elektryzującej dwójki Rozyna (Anna Bernacka) i Conte Almaviva (Marco Kim) wypadają trochę blado, choć nie można odmówić im ogromnego talentu i scenicznej charyzmy. Moją uwagę zwrócili za to artyści wcielający się w role drugoplanowe: Marzanna Rudnicka jako pokojówka Berta, Piotr Nowacki jako don Basilio i Jan Szurgot w roli Fiorella. 






Reżyser przemycił na scenę wiele aktualnych i kontrowersyjnych problemów, które elektryzują media na całym świecie. I mowa tu nie tylko o postaci Donalda Trumpa, który sam w sobie jest chodzącą kontrowersją, ale też o pozycji kobiet we współczesnym społeczeństwie. Wiadomo, że kiedy powstał Cyrulik sewilski, o emancypacji i kobiecej sile nie było w ogóle mowy. Zapoczątkowany w USA ruch #metoo, czy odbieranie kobietom praw do decydowania o sobie to wyraźne sygnały, że mimo upływu lat panie wciąż są spychane na margines i traktowane przedmiotowo. W sztuce ten motyw widzimy oczywiście w relacji Bartola i Rozyny, gdzie bohaterka zostaje zdominowana (a może nawet ubezwłasnowolniona) przez swojego opiekuna, który w zamian za życie w niewoli oferuje jej luksus i wygody. Oczywiście dziś, w dobie wielu nadużyć i przestępstw na tle seksualnym taki obrazek wywołuje sprzeciw, ale pamiętajmy, że utwór Rossiniego bardziej czerpie z dawnych baśni o księżniczkach uwięzionych w wieży przez złych czarnoksiężników, niż z faktycznych wydarzeń (choć postać despotycznego Bartola  Trumpa to akurat bardzo trafny komentarz do niedawnych zamieszek na Kapitolu). 

Zabawa w odczytywanie w Cyruliku współczesnych znaczeń wydaje się z jednej strony kusząca, a z drugiej ryzykowna, bo trzeba pamiętać, że mimo nowatorskiej oprawy, treść i problematyka sztuki dotyczą jednak czasów minionych. Chodzi tu nie tylko o traktowanie kobiet, ale także nadużywanie władzy wobec otoczenia, co dawniej nie było tak otwarcie piętnowane, jak w obecnej rzeczywistości. Reżyserowi udało się jednak odnaleźć także kilka uniwersalnych cech ludzkich, które mimo upływu lat nie straciły na swojej aktualności. Jedną z nich jest oczywiście chciwość i żądza bogactwa (dostrzegalna zarówno u Bartola, jak i u Figara), a kolejnym  próżność i bufonada, które tak rażąco biją po oczach szczególnie w postaci doktora. 






Cyrulik sewilski na scenie Opery Bałtyckiej to nie tylko barwne widowisko, ale także doskonały popis talentu każdego z artystów. Jeżeli w operze najbardziej zniechęcają was monotonne sceny, podczas których śpiewacy tylko stoją i wykonują kolejne arie, uspokajam  podczas oglądania tego spektaklu nuda wam nie grozi. Szkotak stworzył operę z wartką akcją, w której bohaterowie nie tylko są, ale także grają  i to jak! Mogę się jedynie domyślać, jak wielkim wyzwaniem jest połączenie warstwy wokalnej z warstwą dramaturgiczną. W Cyruliku artyści prezentują wspaniałe głosy i wielki talent aktorski. Absolutnym showmanem jest bez wątpienia wspomniany już Łukasz Motkowicz w roli Figara. Trudno było oderwać od niego wzrok, kiedy tak czarował publiczność niewymuszoną swobodą i naturalnością. Talentu aktorskiego nie można odmówić także Dariuszowi Machejowi, którego kreacja z całą pewnością przejdzie do legendy. 

Gdyby nie muzyka grana przez wspaniałą orkiestrę pod batutą José Marii Florêncio, spektakl Pawła Szkotaka byłby jedynie lekką i przyjemną operetką. To właśnie dźwięki słynnych kompozycji Rossiniego sprawiają, że akcja przedstawienia tak bardzo wciąga i hipnotyzuje. Słynna, trwająca ponad siedem minut uwertura jest zaproszeniem w niezapomnianą podróż do świata, gdzie wszystko wygląda jak odbicie w krzywym zwierciadle. Co prawda, kontrasty i absurdy przedstawione w sztuce mogą wprawić widza w zdumienie, a nawet szok, ale wystarczy podejść do tematu "na luzie" i potraktować Cyrulika jak okazję do doskonałej rozrywki  wtedy na pewno nie poczujecie się zawiedzeni. 



Najbliższe spektakle na scenie Opery Bałtyckiej: 7, 8, 9 i 11 maja 2021r. 

fot. Krzysztof Mystkowski / KFP / Archiwum Opery Bałtyckiej

Materiały prasowe: Opera Bałtycka w Gdańsku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz