Zbliżająca się premiera Prób w na scenie Teatru Polonia to doskonała okazja, żeby zapoznać się z twórczością Bogusław Schaeffera - wybitnego kompozytora i dramaturga, którego sztuki przypominają partytury muzyczne. Teatr interesował Schaeffera równie żywo, jak nuty, jednak skupiał się w nim na procesie budowania spektaklu i to właśnie temu zjawisku poświęcił niemal każde ze swoich dzieł. O fenomenie Teatru Schaeffera i uniwersalności jego utworów rozmawiałam z reżyserem Prób, Mikołajem Grabowskim, który na przestrzeni lat wielokrotnie pracował z tekstami tego autora. Okazuje się, że choć Próby są o kulisach artystycznego świata, każdy z nas może odnaleźć w tej sztuce także własne lęki i słabości.
Na scenie widzimy dwie aktorki (Iwona Bielska i Delfina Wilkońska), dwóch aktorów (Andrzej Konopka i Michał Wanio) oraz reżysera (Mikołaj Grabowski). Cała piątka toczy ze sobą zawzięte dyskusje, które mocno odbiegają od tematyki związanej z teatrem. Bohaterowie rozmawiają o snach ( "Co najmniej raz w tygodniu śni mi się, że jestem w jakimś dobrze bawiącym się towarzystwie, jest wesoło, nastrój wspaniały, ale nagle zauważam, że u dołu nic nie mam, u góry też nie na tyle, by zakryć to, co na dole jest gołe"), zdolnych dzieciach ("Po trzech lekcjach u znakomitego pedagoga mały zagrał bezbłędnie czwartą i trzynastą Wariację Paganiniego, przedtem przeczytał już całego U Ulissesa i Finnegan’s Wake Joyce’ a i wspiął się sam bez żadnego sprzętu na wysoki szczyt Mamahuma-Nobhutu, kiedy rodzice byli przejazdem w Afryce"), a także o swoich zawodowych dylematach i rozterkach ( "W Nowym Teatrze gra się po staremu, w Starym Teatrze też po staremu, nie wiem, po co porządni ludzie idą na reżyserię, mnie żona namówiła"). Czekamy niecierpliwie, aż artyści skończą te pogawędki i wezmą się za próbę sztuki tajemniczego autora, o którym żaden z nich nic nie wie. Zaraz... A może próba już trwa? Niemożliwe? U Bogusława Schaeffera wszystko jest możliwe! Autor z niezwykłą swobodą łączył ze sobą świat teatralny ze światem rzeczywistym, ukazując widzom wspaniały, fascynujący obraz życia artystów. Dzieła Schaeffera napisane są jak partytury, zbudowane z soczystych dialogów doprawione sporą dawką ironii. Każda ze sztuk tego dramaturga to uczta dla miłośników wysublimowanego humoru i gratka dla ciekawskich podglądaczy, bowiem na scenie zobaczymy prawdziwy teatr od kuchni!
***
Większość sztuk Bogusława Schaeffera traktuje o teatrze zza kulis, a dokładnie o pracy nad spektaklem, czyli o tym wszystkim, czego zwykły widz nie ma szans zobaczyć, ani doświadczyć.
Mikołaj Grabowski: To jest chyba moment najbardziej tajemniczy, dziwny i niepokojący - być może twórczy, a być może byle jaki. Próba teatralna jest takim etapem, kiedy wykuwa się przyszłość spektaklu. Oczywiście, jeżeli myślimy o próbie teatralnej w takim sensie, że ustawiamy sytuację, a potem sobie grajcie, no to mamy do czynienia z teatrem zawodowym w dobrym, ale i pejoratywnym znaczeniu. Jeżeli próba teatralna ma do czegoś prowadzić - do czegoś, czego nie jesteśmy w stanie sami odkryć - to wtedy jest ona najwłaściwszą próbą.
Schaeffera interesował sam proces powstawania dzieła teatralnego - nie efekt. Zastanawiam się, dlaczego ten etap był dla niego tak fascynujący.
MG: Muszę Pani opowiedzieć o naszym zespole MW2 z Krakowa - grupie młodych wykonawców muzyki współczesnej, do którego należeli także aktorzy i do którego Schaeffer pisał teksty. Napisał przecież ten słynny utwór TIS MW2, w którym to oprócz wykonawców instrumentalistów brała udział także balerina, aktor tekstowy i aktor beztekstowy. Braliśmy udział w tych próbach jako ludzie teatru (oprócz Mikołaja Grabowskiego w zespole występowała jeszcze trójka aktorów: Agnieszka Glińska , Andrzej Grabowski i Jan Peszek - przyp. aut). To były próby muzyki, ale także próby teatralne. Potem pojawiły się inne utwory Schaeffera, w których aktor grał już role coraz mocniejsze i bardziej wyraziste. Proszę wziąć pod uwagę fakt, że pracowaliśmy na materiale kompletnie niezbadanym, dziewiczym jak Puszcza Amazońska! Błąkaliśmy się, nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić. Dochodziliśmy do tego w taki sam sposób jak bohaterowie Prób. Chodzenie po omacku ma swoje piękne momenty, w których nigdy nie wiadomo, czy się w ogóle do czegoś dojdzie i czy to ma jakikolwiek sens. A może to wszystko trzeba jednak wyrzucić? Może to jest kompletnie bzdurna droga? Jeżeli się pracuje na materiale, który jest nieodkryty, niezbudowany, nieopisany przez krytyków, proces twórczy wygląda zupełnie inaczej. Te pierwsze spotkania z dziwnością utworów Schaeffera były dla nas katastrofą. Mierząc się z tym tekstem, myśmy się zapewne bardzo dziwnie zachowywali, a on na to wszystko patrzył z boku i mówił tylko: ”O! Jakie to jest ciekawe!”
Chyba najdziwniejsze u Schaeffera jest to, że momentami trudno wywnioskować, czy aktorzy prowadzą jeszcze zakulisowe rozmowy, czy już zaczęli grać...
MG: Cały czas się staramy dotrzeć do tego momentu, w którym coś, co jest zapisane i coś, co jest improwizowane, przenika się w sposób dla widza kompletnie niedostrzegalny. Czy to, co aktorzy mówią, to są ich własne teksty, czy to są teksty napisane przez autora? To mylenie tropów jest zawsze momentem płynnym - nie wiadomo, w którym momencie aktor zacznie swoją wypowiedź teatralną, złożoną z tekstu autora. I to jest ten proces, który ciągle badamy. Przecież nie wiadomo, czy w scenie, gdzie bohaterowie opowiadają swoje sny, to jest to tekst napisany, czy improwizują, bo jeden opowiedział, co mu się śniło, a drugi dołączył… Naśladownictwo w teatrze jest zjawiskiem, które często się powtarza. Jakiś aktor zacznie pewną formę, np. „1, 2, 3, 4”, to drugi się dołącza i mówi „5, 6, 7, 8” i wtedy zaczyna się tworzyć chór. Aktorzy są bardzo czuli na fakt, że teatr bez formy nie istnieje, w związku z tym grę także zaczynają od budowania formy.
Patrząc na aktorów w trakcie prób, widzimy ich zupełnie inne, mniej wyidealizowane, bardziej ludzkie oblicze. Kłócą się między sobą, notorycznie zapominają tekstu, mają swoje słabości, których publiczność dotąd nie brała pod uwagę, widząc ich na scenie w widowiskowych kreacjach. Odsłaniając teatralne sekrety, autor trochę wyśmiewa swoich bohaterów - sądzi Pan, że o to Schaefferowi chodziło, czy chciał po prostu pokazać ich codzienność w możliwie jak najbardziej naturalny sposób?
MG: Kiedyś, we Fragmencie na dwóch aktorów i wiolonczelę Schaeffer powiedział, że w człowieku nie ma nic śmiesznego. Ale faktycznie, obserwując Próby, widz zobaczy śmiesznostki aktora - coś, co jest jego wadą, a może też zaletą. Przecież my nie składamy się jedynie z czynów wybitnych, mądrych i sprawiedliwych. Patrząc na polityków, którzy twierdzą, że właśnie wygłosili swoje historyczne przemówienie, my się z tego śmiejemy, bo widzieliśmy, że to nie było żadne historyczne przemówienie - po prostu mamy do czynienia z jakimś nadętym gościem, który pochwalił samego siebie. Między powagą a śmiesznością jest strasznie niewielka różnica i nigdy nie wiadomo, czy aktor przenika do wnętrza widza, czy jest w stanie go tylko rozśmieszyć. To wszystko zależy od finalnego kształtu spektaklu. Oczywiście, staramy się stworzyć pewien balans, ale ciągnie nas też do tego, żeby się trochę pośmiać z samych siebie, bo śmiech z samego siebie daje pewną swobodę narracji wobec widza - pokazujemy mu, że nie jesteśmy aż tak nadęci i tacy wielcy.
Teatr Schaeffera to teatr odwrócony. Skoro tak nas fascynuje ta materia, to dlaczego by nie robić prób podczas spektaklu, a spektaklu podczas prób?
MG: Andrzej Wajda, robiąc Nastazję Filipowną z Radziwiłowiczem i Nowickim, wpuścił widzów na próby. On chciał, żeby dzieło było budowane właśnie przy udziale publiczności. Widzowie nie mieli pojęcia, czy to, co widzą, to próba, czy już spektakl. Aktorzy trochę umieli tekst, trochę go nie umieli, potem umieli coraz bardziej, a Wajda to reżyserował, słuchał i korygował. Aktorzy też się nawzajem korygowali, kłócili się i tak tworzyli spektakl, a widzowie cały ten proces obserwowali. Ta sytuacja dla jednych była wspaniała, a dla innych była podejrzana, bo nie było wiadomo, czy aktor jeszcze próbuje, czy już gra dla publiczności... Tak naprawdę nikt nie wie, gdzie się tworzy sztuka, w którym momencie, w którym dniu próby i o której godzinie... Bywa, że czasem aktor odkrywa rolę na premierze - dopiero wtedy, gdy spotka się z publicznością. Proces twórczy jest wielką tajemnicą i właśnie to zjawisko Schaeffer analizował.
Schaeffer traktował swoje utwory dość luźno - namawiał reżyserów do mieszania scen, wybierania fragmentów, a nawet łączenia poszczególnych elementów jego sztuk w jeden spektakl. Jestem bardzo ciekawa, jak Pan podszedł do tego tekstu.
MG: W naszym spektaklu też pojawiają się fragmenty innych sztuk Schaeffera, na które autor się zgodził. Ale w każdym z elementów tego patchworku jestem mu absolutnie wierny. Schaeffer już dawno temu przewidywał, że nadejdzie teatr, który będzie robił miazgę dramaturgiczną z największych tekstów historii teatru….
Próby, podobnie jak reszta utworów Bogusława Schaeffera, opowiadają o świecie artystów. Sądzi Pan, że widzowie odnajdą w tym spektaklu jakieś uniwersalne prawdy wykraczające poza teatralną scenę?
MG: Ci bohaterowie to są w gruncie rzeczy zwykli ludzie ze swoimi słabostkami. Badamy akurat teatr, ale gdybyśmy badali przestrzeń biurową i jej pracowników, odkrylibyśmy, że każdy z nich ma także różne swoje słabostki. Ktoś by zazdrościł kierownikowi, że jest kierownikiem i buntował się przeciw jego poleceniom, ktoś inny kochałby się w koleżance siedzącej przy sąsiednim biurku… Świat teatru, który jest pokazany w tym spektaklu, jest kuszącą perełką. Artystyczna przestrzeń poddana takiej wiwisekcji, staje się bardzo zabawna. Proszę sobie wyobrazić, że już 32 lata gramy Scenariusz dla trzech aktorów, który - podobnie, jak Próby - opowiada o próbie teatralnej. Nikomu nie przeszkadza, że na scenie mówimy o teatrze używając slangu teatralnego. To bawi i wciąga widzów w opowieść o języku aktorów, o ich namiętnościach, o ich emocjach, o ich głupocie i mądrości...
Premiera spektaklu Próby już 16 listopada na scenie Teatru Polonia
fot. Robert Jaworski
materiały prasowe - Teatr Polonia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz